AktualnościOpinieŚwiatCzy Rosja chce „resetu”?

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Antyrosyjsko nastawione kręgi polityczne w Polsce uważają, że najgorsze co może się stać to ogłoszenie ponownego „resetu” przez USA w stosunkach z Rosją. By stwierdzić, czy takie obawy są zasadne i czy rzeczywiście należy się tego obawiać, przypomnijmy sobie czym był ten „reset”. Jakie korzyści i jakie straty dał on Rosji i jaki obecnie jest stosunek rządzących elit rosyjskich do ewentualnego powtórzenia takiego zabiegu w stosunkach z Zachodem?

„Resetem” nazwano poprawę stosunków między USA i Rosją, co zostało zadeklarowane i przedstawione podczas spotkania ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa i Sekretarz Stanu Hillary Clinton w dniu 9 marca w Genewie. Miało to oznaczać nowy początek relacji i pominięcie dotychczasowych zaszłości, które głownie były skutkiem napięć i kryzysu związanego z Południową Osetią i Abchazją, co spowodowało konflikt zbrojny Rosji z Gruzją.

Zapewne obie strony miały odmienne wizje korzyści jakie zamierzały wyciągnąć z tego porozumienia. USA, znękane kryzysem finansowym, którego apogeum było bankructwo wielkiego banku Lehman Brothers w sierpniu 2008 roku, liczyły na zmniejszenie kosztów prowadzenia polityki zagranicznej poprzez włączenie Rosji i jej zasobów do realizacji swoich projektów politycznych, niejako wprzęgnięcie jej do amerykańskiego rydwanu. I to się na początku udawało.

W czerwcu 2009 roku, prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zezwolił na wykorzystanie rosyjskiej przestrzeni powietrznej celem zaopatrywania wojsk amerykańskich w Afganistanie. O wiele większe znaczenie miała spolegliwa, względem polityki amerykańskiej, postawa Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. W 2010 roku Rosja głosowała za rezolucją RB ONZ nr. 1929, która nakładała zdecydowane sankcje na Iran, mimo że przeciw takiemu rozwiązaniu była Brazylia i Turcja. Jednak postawa Rosji była tu decydująca, gdyż dysponuje ona prawem weta.

Jeszcze większe konsekwencje wywołało zachowanie się Rosji podczas kryzysu libijskiego. Rosja głosowała za przyjęciem rezolucji RB ONZ nr. 1970, nakładającej sankcje na Libię, co miało miejsce 26 lutego 2011 roku, jak też tylko wstrzymała się przy uchwalaniu rezolucji 1983 z 17 marca 2011 roku, ustanawiającej strefę zakazu lotów, która to rezolucja posłużyła za bezpośredni pretekst do zbrojnej interwencji państw zachodnich w Libii, czego fatalne konsekwencje, w postaci upadku struktur państwowych w Libii i wojny domowej, trwają do dziś.

W tym przypadku jednak trzeba zauważyć, że ten bezpośredni zbrojny atak na Libię, gdzie wpływy rosyjskie były silne od długiego czasu, stał się pewnego rodzaju zimnym prysznicem dla władz na Kremlu, które zrozumiały, że ów „reset” i spolegliwość rosyjska wobec Zachodu prowadzi jedynie do całkowitej eliminacji wpływów rosyjskich w kolejnych rejonach świata. Dalej Rosja nie zamierzała już w tym uczestniczyć i był to, w zasadzie, początek końca „resetu”.

Gdy kilka miesięcy od interwencji w Libii, zapalna sytuacja powstała w Syrii, to tutaj Rosja i Chiny trzykrotnie wetowały rezolucje w sprawie objęcia sankcjami Syrii rządzonej przez prezydenta Baszszara al-Asada: w październiku 2011, w lutym i lipcu 2012 roku.

Taka postawa, jak i późniejsze zaangażowanie militarne Rosji w Syrii, doprowadziły do rozbicia sił rebeliantów i ISIS oraz zachowanie władzy Asada. Taki przebieg zdarzeń i wyraźny tutaj sprzeciw Rosji wobec Zachodu spowodował zakończenie „resetu”, czego widocznym przejawem było uchwalenie przez Senat USA, i podpisanie przez prezydenta Obamę, w grudniu 2012 roku tzw. ustawy Magnitskiego, która nakładała sankcje na kilku urzędników rządu rosyjskiego.

Można zatem uważać, że w grudniu 2012 roku „reset” się zakończył i stało się to wskutek odejścia Rosji od współpracy z Zachodem, która to współpraca, według Kremla, stała się w jawny sposób niekorzystna dla rosyjskich interesów strategicznych.

Wobec tego, te wszelkie dzisiejsze obawy, że Rosja mogłaby znowu wrócić do stosunków takich jak zaraz po zadeklarowaniu „resetu” są bezpodstawne, a to z tego względu, że dziś Rosja takiego resetu nie chce i przywódcy tego kraju wielokrotnie to deklarowali. Ot chociażby kilka miesięcy temu rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow na briefingu dla prasy powiedział, że „nie ma na razie żadnych warunków do resetu” i nie należy nawet używać tego terminu.

To wszystko pokazuje, że ci polscy politycy, którzy obawiają się „resetu”, niepokoją się zupełnie bezpodstawnie. Jest tylko jedna kwestia. Czy dla Polski niebezpieczny jest „reset”, czy może jeszcze bardziej jego brak?

Stanisław Lewicki

fot. kremlin.ru

 

Redakcja