OpinieDyskusja czy polowanie na „agenturę”?

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Skazanie Aleksandra Nawalnego na pobyt w kolonii karnej oraz informacja, że Niemcy dokończą z Rosjanami budowę gazociągu Nord Stream2 spowodowały ożywienie dyskusji nad relacjami polsko-rosyjskimi.

Tę dyskusję dopełnia i jednocześnie podgrzewa informacja, że ćwiczenia przeprowadzone przez dowództwo Wojska Polskiego wykazały, iż w razie konfliktu zbrojnego, wojska rosyjskie w ciągu pięciu dni znajdą się w Warszawie. Oczywiście największe ośrodki polityczne, zarówno od strony rządu, jak i opozycji uznały, że wszystkie te fakty potęgują zagrożenie ze strony Rosji.

Przypadkowo natknąłem się na dokument środowiska „Projekt Konsens”, dotyczący polityki wschodniej państwa polskiego. Z osób bardziej znanych pod dokumentem podpisali się Kazimierz Wóycicki, Czesław Bielecki oraz Krzysztof Janik. O ile podpis pod tym dokumentem Wóycickiego i Bieleckiego nie dziwi, to podpis Janika tak. Wydawałoby się, że wywodzący się z SLD Janik nie powinien reprezentować tak dogmatycznego antyrosyjskiego stanowiska.

To, co autorzy wspomnianego dokumentu uważają za fundament polskiej polityki wobec Rosji w świetle faktów przedstawionych na początku pokazuje, że jest to polityka wręcz katastrofalnie nieskuteczna i wbrew intencjom i zapewnieniom autorów całkowicie nierealistyczna. Autorzy przywołanego dokumentu uznają, że „najpoważniejszym celem polskiej polityki wschodniej jest zapobieżenie zagrożeniu ze strony Rosji”. W tym celu zalecają między innymi by „dążyć do kontaktów z Rosjanami i rosyjską opozycją”, a także „zdecydowanie działać wobec promoskiewskiej agentury” i wobec innych antyrosyjskich działań chyba przez nieuwagę zapisano by „utrzymać dialog z władzami Rosji dla rozwiązywania problemów bilateralnych”.

Przed rosyjską agresją ma nas chronić NATO i niepodległa Ukraina. Wśród różnych proukraińskich działań (autorzy ani słowem nie wspominają, co Ukraina powinna robić na rzecz Polski) warto wskazać na zalecenie by „identyfikować i zwalczać antyukraińską agenturę Kremla w Polsce”. Sądzę, że to dość reprezentatywny zestaw poglądów na temat polityki wobec Rosji od Platformy Obywatelskiej do Prawa i Sprawiedliwości.

Zacznijmy od tego, że oparcie antyrosyjskiej polityki Polski na relacjach z Ukrainą – dodajmy wyjątkowo jednostronnie korzystnych dla Ukrainy – jest w świetle doniesień o efekcie ćwiczeń wojskowych, w których Ukraina nie była brana pod uwagę, a wojska rosyjskie w kilka dni zajmują Warszawę, jest całkowicie dyskwalifikujące dla takiej polityki. Czyli co z tego, że Polska płaszczy się przed Ukrainą, skoro Rosjanie nie przejmując się Ukrainą zajmują Warszawę po pięciu dniach. Wniosek jest taki, że Niepodległa Ukraina ma niewielkie znaczenie dla obrony Polski przed ewentualną rosyjską agresją.

Inny całkowicie nieskuteczny i nierealistyczne zalecenie, to utrzymywanie kontaktów z rosyjską opozycją. W jednym z poprzednich tekstów napisałem, że w Rosji nie ma opozycji, a są dysydenci. Wyjaśnię co mam na myśli. Opozycja to pojęcie funkcjonujące w zachodnich systemach politycznych i dotyczy parlamentarnych i pozaparlamentarnych sił politycznych, które w legalny sposób, drogą wyborów prezydenckich i parlamentarnych mogą sięgnąć po władzę. W Rosji od czasów objęcia władzy przez Włodzimierza Putina takiej opozycji nie ma i póki co nie zanosi się, żeby pojawiła siła polityczna zdolna w drodze wyborów odebrać władzę Putinowi i jego obozowi politycznemu.

Z kolei dysydenci to pojęcie jeszcze z czasów Związku Sowieckiego i dotyczy osób i środowisk, które sprzeciwiały się władzy Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, głównie w wymiarze moralnym, ponieważ realnie nie miały żadnych szans na jej obalenie. W tym sensie sytuacja we współczesnej Rosji wróciła do stanu z okresu sowieckiego. Dodajmy, że nominalnie opozycyjna współczesna rosyjska partia komunistyczna, żadną opozycją nie jest. I to są miłe lub niemiłe fakty. Na te fakty można się obrażać, można je ignorować albo nie rozumieć. To domena oficjalnej polityki współczesnego państwa polskiego.

Po drugiej stronie traktowania tych faktów znajduje się niemiecka polityka wobec Rosji. Niemcy przyjęli na leczenie Nawalnego po próbie otrucia, co nie było przyjaznym aktem wobec Putina. Jednocześnie twardo stawiają się Amerykanom w sprawie gazociągu Nord Stream2 i prawdopodobnie osiągną cel, bo amerykańska polityka w tej sprawie się zmienia. Niemcy owszem, wstawiają się za rosyjskimi dysydentami, ale główny nacisk kładą na dobre relacje z siłami, które aktualnie w Rosji rządzą. Niemal wszystkie rządy w Polsce od 1989 roku z obecnym rządem na czele postępują odwrotnie. Zasadniczy nacisk kładą na relacje z dysydentami, wręcz dewastując przy tym relacje z siłami aktualnie rządzącymi Rosją.

Nie wiem czy tak trudno zrozumieć, że Putin nie odda władzy w drodze wyborów i kraj o potencjale Polski nie powinien angażować się w próby obalenia go, bo może wyjść na tym tylko źle. Nie widać żadnych korzystnych dla Polski efektów – zwłaszcza w wymiarze gospodarczym – dotychczasowej polityki wobec Rosji na czele z niemożnością odzyskania wraku samolotu z katastrofy pod Smoleńskiem.

W polskim interesie narodowym ta polityka powinna się zmienić. Wstępem do tego powinna być otwarta dyskusja o relacjach z Rosją. Jednak takiej dyskusji nie ma i szybko się nie rozpocznie, ponieważ każdy, kto chce ją rozpocząć spotyka się ze „stanowczym przeciwdziałaniem wobec moskiewskiej agentury” albo w innym wymiarze jest „identyfikowany i zwalczany jako antyukraińska agentura Kremla”. Powiedzieć, że takie podejście jest dogmatyczne, to wyrazić się nadzwyczaj delikatnie. Nie tyle wchodząc na poziom, co zniżając się do poziomu refleksji wyznawców – z naciskiem na wyznawców – powyższych poglądów, to można spytać czyją oni są agenturą, bo że szkodzą polskim interesom narodowym wątpliwości nie ma.

Andrzej Szlęzak

Redakcja