PolitykaPolskaIluzja suwerenności

Red.6 minut temu
Wspomoz Fundacje

Kolejny już raz obchodzimy Narodowe Święto Niepodległości. Jak zwykle, nie zabraknie marszów, defilad, festynów, pikników patriotycznych, czy też mszy w intencji ojczyzny. W przemówieniach będą nas epatować patriotyzmem i przypominać chwalebne wydarzenia z naszej historii. Będzie mowa o Legionach, Piłsudskim, powstaniach, „wyklętych” i walce z „komuną”. Wszystko uroczyście, z pełnym patosem i bogoojczyźnianym zadęciem. Czy jednak tym seansom zbiorowej egzaltacji towarzyszyć będzie jakaś głębsza refleksja? Czy ktokolwiek zastanowi się w jakim stopniu Polska jest jeszcze państwem suwerennym i niepodległym?

Przez niepodległość rozumiemy formalną niezależność państwa usankcjonowaną na arenie międzynarodowej. Za niepodległe uznaje się wszystkie państwa będące członkami Organizacji Narodów Zjednoczonych – niezależnie od ich wielkości terytorialnej, liczby ludności, stopnia rozwoju gospodarczego oraz zaawansowania technologicznego. Państwami niepodległymi są więc zarówno Chiny, jak i Burkina Faso. Dlatego pojęcie niepodległości ma wyłącznie charakter fasadowy, by nie powiedzieć iluzoryczny. Lepiej zatem posługiwać się pojęciem suwerenności, która oznacza rzeczywistą możliwość podejmowania przez państwo samodzielnych decyzji zarówno w wymiarze wewnętrznym jak i międzynarodowym.

Zastanówmy się zatem, czy współczesna Polska jest państwem suwerennym? Zewnętrzne atrybuty niezależności i cały patriotyczny sztafaż z tym związany nie wystarczą do odpowiedzi na powyższe pytanie. Istota suwerenności leży bowiem w możliwości samodzielnego kształtowania polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Polityka wewnętrzna obejmuje przede wszystkim stanowienie i egzekwowanie prawa. Już biorąc pod uwagę samą kwestię legislacji – trudno mówić o jakiejkolwiek suwerenności Polski w sytuacji, jeżeli każda ustawa musi być zgodna prawem europejskim. Wynika to wprost z zasady pierwszeństwa prawa europejskiego nad prawem krajowym. W rezultacie Sejm ma obowiązek dostosowywać prawo krajowe do ustawodawstwa UE, a polskie sądy muszą stosować prawo unijne i są zobowiązane do zapewnienia jego skuteczności. Czy sytuacja taka miała miejsce chociażby w czasach PRL-u, określanej często jako państwo niesuwerenne, czy wręcz wasalne? Otóż, akurat w Polsce Ludowej ustawy nie musiały być uzgadniane z prawodawstwem Związku Radzieckiego. Nawet jeżeli w obrębie wspólnoty państw socjalistycznych pewne rozwiązania były wspólne, to jedynie w ramach określonego kierunku rozwoju, a nie szczegółowych unormowań. Zresztą nawet w powyższym zakresie były odstępstwa. Na przykład w polskiej rzeczywistości istniały indywidualne gospodarstwa rolne, czy też prywatne zakłady rzemieślnicze i usługowe, pomimo promowanego modelu gospodarki kolektywnej. Natomiast prawodawstwo Unii Europejskiej ingeruje nawet w najdrobniejsze kwestie życia codziennego. Problem nie jest wydumany, gdyż w coraz większym stopniu narzucane z zewnątrz przepisy utrudniają życie obywatelom. Na przykład od 2009 roku na terenie UE nie można używać termometrów z rtęcią, od 2012 roku nie można używać tradycyjnych żarówek powyżej 100 W, od 2014 roku moc odkurzaczy sprzedawanych w UE nie może przekraczać 1600 W. Pomijam już anegdotyczne uregulowania dotyczące krzywizny banana. Ktoś powie, że przystąpiliśmy do Unii Europejskiej dobrowolnie i winniśmy liczyć się z określonymi konsekwencjami takiej decyzji. Z całą pewnością. Nie zmienia to jednak faktu, że w w warunkach pierwszeństwa prawa unijnego nad prawem RP, nie można mówić o suwerenności Polski.

Trudno mówić również o suwerenności Polski w obrębie polityki międzynarodowej. Polska realizuje po prostu politykę zbieżną z aktualnymi wytycznymi USA i państw zachodnich, z tym zastrzeżeniem, że niekiedy działania amerykańskie i europejskie się rozmijają, co widać obecnie na przykładzie odmiennego podejścia do wojny na Ukrainie. Jeśli chodzi natomiast o relacje polsko-amerykańskie – najbardziej jaskrawym ich symbolem była całkowicie oderwana od prawa decyzja o zainstalowaniu tajnych więzień CIA w Polsce. Innym przykładem ograniczonej suwerenności Polski może być faktyczna eksterytorialność amerykańskich baz wojskowych na terytorium naszego kraju. Choć formalnie bazy podlegają polskiemu prawu, to faktycznie istnieją ograniczenia władz polskich w dostępie do tych baz, co wynika z umowy SOFA. Można w tym miejscu postawić pytanie – dlaczego zatem za przejaw braku suwerenności uznawana była obecność wojsk radzieckich na terytorium naszego kraju. Pomijam już milczeniem udział polskich żołnierzy w amerykańskich interwencjach wojskowych w Iraku i Afganistanie. Choć formalnie władze polskie wyraziły na to zgodę, jednak nie miało to żadnego związku z polskimi interesami. Podobnie zresztą jak z polską racją stanu nie ma nic wspólnego zaangażowanie Polski w wojnę na Ukrainie.

Pojawia się zatem pytanie, czy w aktualnej sytuacji Polski jest co świętować? Czy nawet najbardziej huczne celebrowanie Narodowego Święta Niepodległości zwiększy bezpieczeństwo naszego kraju? Nie sądzę. Dziś kiedy zagrożenie wciągnięcia Polski w nie swoją wojnę jest coraz bardziej realne, naszym patriotycznym obowiązkiem jest opowiedzenie się za pokojem i podejmowanie rozsądnych politycznych decyzji. Tylko tyle i aż tyle.

Michał Radzikowski

 

Red.