OpinieRękas: Ukraina – wojna sprawiedliwa?

Redakcja11 minut temu
Wspomoz Fundacje

Uwaga. Lektura tekstu grozi wyrokiem do 5 lat więzienia. Dla kogoś, kto tak jak ja ma postawiony przez prokuraturę zarzut z art. 117 par. 3 kodeksu karnego („§3.  Kto publicznie nawołuje do wszczęcia wojny napastniczej lub publicznie pochwala wszczęcie lub prowadzenie takiej wojny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”) – temat wojny sprawiedliwej wydawać się może nie tylko szczególnie istotny, ale także szalenie niebezpieczny. 

Zwłaszcza jeśli pozwoliłbym sobie na hipotezę, że konflikt rosyjsko-ukraiński faktycznie spełnia wymogi, które można wywieść na skalę uniwersalistyczną z pism św. Tomasza z Akwinu, a w tradycji polskiej z myśli Pawła Włodkowica. Wszak ścigany jestem już za dociekanie jaki mógłby być interes polski w sytuacji, gdy do tej nieszczęsnej wojny doszło, a cóż dopiero gdybym jeszcze zaczął zastanawiać się nad kwestią racji i celów, podczas gdy te są już przecież odgórnie ustalone, jedynie słuszne, niepodlegające dyskusjom i chronione karnie! No, ale skoro zostali Państwo uprzedzeni o odpowiedzialności karnej, która zapewne grozi za samo przeczytanie niniejszego tekstu – zapraszam do jego lektury. 

O podejrzanej aktywności czytelniczej

Czytanie z samej zasady wydaje się dziś podejrzane i właściwie powinno być karalne niezależnie od tego co się czyta, o ile robi się to ze zrozumieniem. To bowiem właśnie rozumienie, nasza zdolność do odróżnienia prawdy od kłamstwa jest naszym największym przestępstwem w oczach dowolnie nazywającego się systemu zmierzającego do omnipotencji. To ta podejrzana umiejętność jest naszą najsilniejszą bronią przeciw wszelkiej propagandzie, zarówno tej zrzucanej na nas wprost, jak i tej sączonej podprogowo, pod przykrywką edukacji, kultury i rozrywki. Znajomość klasyków nie jest oczywiście niezbędnym, ale z całą pewnością użytecznym uzupełnieniem tego, co cenzorzy z taką pogardą nazywają zdrowym rozsądkiem. Propagandyści sądzą przy tym, że wystarczające dla odstręczenia od klasyków jest nadane im odium anachronizmu, jednak bardzo łatwo samemu przekonać się, że drobna chociaż część przemyśleń „martwych, białych facetów” wystarcza, by rozsadzić pozorną potęgę serwowanych nam półprawd i całych łgarstw.

Wojna jako konieczna metoda uzyskania sprawiedliwego pokoju

Nie inaczej jest z niepozorną broszurą Wojna sprawiedliwa ojca Thomasa Pèguesa, przypomnianą nam właśnie przez DeReggio (w tłumaczeniu Marcina Beściaka, dobra robota!). Jeśli ktoś miałby jeszcze wątpliwości jaką wartość ma dziś książka sprzed lat blisko 110, przypominająca rozważania kogoś żyjącego lat temu 750 – radzę spojrzeć na sprawę tak: czy w przededniu III wojny światowej warto zapoznać się z mądrością pochodzącą m.in. z przeżycia globalnej wojny numer 1? A w takiej właśnie sytuacji i na takie zamówienie społeczne o. Pègues odwołał się do myśli Akwinaty, stawiając tezę tyle oczywistą, co ekstremalnie często odrzucaną: że w określonych sytuacjach wojna może okazać się konieczną, a praktycznie jedyną metodą uzyskania pokoju. Dzieje się tak wtedy, gdy zastany układ międzynarodowy nie wypływa z naturalnego porządku, gdy jest zaburzeniem ładu, odczuwalnym powszechnie. I inaczej niż się to powiela w zwulgaryzowanej wersji nie jest tak, że wyłącznie wojna obronna jest wojną sprawiedliwą, a wojna formalnie napastnicza nigdy taką być nie może. Kluczowe bowiem pozostają odpowiedzi o co, dlaczego, po co i jak się wojuje.

Wojna zawiniona

Święty Tomasz przedstawił to najjaśniej jak to możliwe: „Aby wojna była sprawiedliwa, konieczna jest sprawiedliwa przyczyna, to znaczy ci, przeciw którym podejmuje się walkę, muszą z racji pewnej winy zasługiwać na to, aby przeciw nim walczono” (podkreślenie moje). Winą taką jest, gdy „naród albo państwo zaniedbało ukarania krzywdy, jaką wyrządzili niektórzy z jego członków, bądź zwrócenia tego, co zostało niesprawiedliwie zabrane, lub też gdy wysuwa nieuprawnione żądania w jakieś ważnej sprawie” dopowiadał jeszcze stulecia wcześniej św. Augustyn. I to jest właśnie clou dyskusji o wojnie sprawiedliwej, nieważne, toczonej na Ukrainie, w Palestynie czy w innym miejscu świata. Kijowscy formalnie obrońcy i syjonistyczni bez wątpienia najeźdźcy działają w obu przypadkach jako strona wyrządzająca krzywdy, wysuwający nieuprawnione żądania, a więc zasługująca, by przeciw niej walczono. A jeśli prokuratura III RP ma w tej sprawie inne zdanie, to powinna kolejne akty oskarżenia powinni adresować do kościoła jakobinów w Tuluzie i do kościoła Augustianów San Pietro in Ciel d’Oro we włoskiej Pawii!

Ku sprawiedliwej pacyfikacji

Refleksje o. Pèguesa odnoszą się zresztą do całości myśli Akwinaty o wojnie jako metodzie osiągania sprawiedliwego pokoju – ale także jako o metodzie zaspokajania grzesznej ludzkiej namiętności. Dominikanin prowadzi nas zatem przez wymogi stawiane wojnie sprawiedliwej, ale także mądrej (a więc m.in. nie będącej tylko środkiem do nadmiernej militaryzacji społeczeństw i świata), uczciwej (a zatem przy użyciu możliwie współmiernych środków dla osiągania realnych celów, bez spasania przy tym państwa-potwora, dążącego do globalnej wszechwładzy i własnego wywyższenia) oraz świętej, czyli prowadzonej nawet przez państwa świeckie i bezbożne ze świadomością, że niezależnie od ich woli i propagandy Bóg i Jego porządek istnieją obiektywnie i po prostu muszą być punktami odniesienia wszelkiej ludzkiej aktywności. Jest to wreszcie książka o warunkach doskonałego, a więc harmonizującego relacje między wojującymi stronami pokoju, a zatem to rzecz nie tylko o sprawiedliwej wojnie, ale i o sprawiedliwej pacyfikacji.

Święty Tomasz, święty Augustyn, o. Pègues opisywali to, co tacy skromni grzesznicy jak ja i inni Czytelnicy czuli zapewne od dawna. Kiedy więc nas wszystkich skażą za prawdę, zdrowy rozsądek oraz uczciwe i racjonalne postrzeganie wojen, z ukraińską i bliskowschodnią włącznie – to przynajmniej będziemy w mądrym towarzystwie.

Konrad Rękas

o. Thomas Pègues, Wojna sprawiedliwa, DeReggio 2025, str.73

Redakcja