PolitykaNa armii ukradną, tak jak na pandemii?

Redakcja4 godziny temu
Wspomoz Fundacje

Nie minęło kilka lat od wielkiego „planu odbudowy” Unii Europejskiej po COVIDzie, a już mamy kolejny, jeszcze większy plan, tym razem militaryzacji Europy. Sprawa jest na tyle świeża, że ciężko nam Polakom faktów nie skojarzyć.

Zresztą Donald Tusk zapowiedział obowiązkowe (?) szkolenia wojskowe dla Polaków, a w Internecie atakują nas już te same twarze celebrytów, które głosiły iż „zaszczepią się w pierwszym możliwym terminie”. Tym razem ochoczo mają się udać na tuskowe szkolenie. Oczywiście ci, którzy przeżyli pandemię. Bo też ten skład na razie specjalnie nie zachwyca. Dziennikarze grubo po 60-tce, albo aktorzy z solidną nadwagą. Na samym poligonie nie wyglądaliby raczej specjalnie zachęcająco. Ciekawe swoją drogą, ile tym razem za tę kampanię reklamową dostają. Po latach okazało się, że za promowanie szczepień było to niemało. Ja w każdym razie przeszkolę się jak… tylko się zaszczepię!

Uzdrowienie?

Smaczku dodaje fakt, że kwestia środków na „Krajowy Plan Odbudowy” z Unii Europejskiej była u nas przez dobry ponad rok sprawą polityczną i przedmiotem licytacji między obozem neoliberalnym i neokonserwatywnym, o to kto te pieniądze Brukseli wydrze i cudownie uzdrowi polską gospodarkę po szkodach lockdownów. Ostatecznie stanęło na rządzie Donalda Tuska, który dostosował przepisy prawa do żądań Komisji Europejskiej (lub przynajmniej udawał że to robi) i pieniążki popłynęły. Wypadałoby zapytać czytelnika co zrobił z tą swoją częścią, bo ja na razie niczego nie otrzymałem.

Unijna armia?

Był jednak moment, warto go pamiętać, gdy ówczesny premier Mateusz Morawiecki nie był pewny, czy na KPO się w Brukseli zgodzimy i nagrał Polakom video informując, że w istocie jest to jeden wielki kredyt i jako taki sam w sobie nie może stanowić podstawy rozwoju. Miało to być przygotowanie opinii publicznej do stanowiska Polski, które sprzeciwiłoby się zaciąganiu pożyczki i oczywiście byłoby momentalnie zaatakowane przez masowy przekaz w całej Europie.

No to teraz będzie jeszcze większy kredyt. Czy faktycznie wzmocni on Europę militarnie? Czy w ogóle istnieje jakaś możliwość stworzenia europejskiej armii, o której opowiadają euroentuzjaści? Nie. Za to Unia Europejska, tak jak wcześniej napychała kieszenie kolegom z instytucji finansowych, tak teraz zrobi to samo (zapewne dzieląc się zyskami) z przemysłem zbrojeniowym. Niemiecki Rheinmetall wszakże już się chwali, że chętnie przejmie cywilne fabryki Volkswagena, by na tych samych liniach klepać czołgi i pojazdy opancerzone. I na tym może się nie skończyć. Zwykle, gdy ktoś tyle inwestuje w militaria, to robi to po to by rozpętać wojnę, podbić dane terytorium i czerpać z niego korzyści, dzięki którym kredyt można spłacić. A to przecież nie tak, że Bruksela bierze środki znikąd. Od Marsa czy Wenus tego nie pożyczamy. Zabezpieczeniem są więc spodziewane korzyści na przykład z okupacji poradzieckich terenów, bo zdaje się że w tamtym kierunku spoglądają militaryści na Starym Kontynencie.

Wojenny motor

Krytyczni wobec neoliberalizmu ekonomiści, z okresu COVID wskazali przede wszystkim na przyśpieszoną koncentrację kapitału, która miała wtedy miejsce. Obostrzenia dotykały głównie drobny kapitał, wytwórców, samozatrudnionych i konkretne branże jak transport czy turystyka to znaczy te, których struktura właścicielska była do tego momentu rozdrobniona lub w ogóle jednostkowa. Dzięki upadkowi wielu takich przedsiębiorstw, wielki kapitał mógł skupować ich własność po zaniżonej cenie, a gdy pandemia się już skończyła – zmaksymalizować zyski. Przy czym nie ma tu sensu rozprawa o tym na ile choroba była groźna, a szczepionka skuteczna, efekt ekonomiczny jest faktycznie czytelny i nie da się temu w żaden sposób zaprzeczyć.

O co z tego punktu widzenia może chodzić tym razem? Gospodarka europejska solidnie cierpi na odcięciu od rosyjskich surowców. Nikt tego zbyt głośno nie przyzna, bo byłoby to niepolityczne, ale choćby problemy poszczególnych gałęzi przemysłu niemieckiego z opłacalnością są dowodem na to, że sankcje uderzyły w Europę niczym bumerang. W takiej sytuacji miejsca pracy trzeba ratować kredytem, ale na rozwój transportu cywilnego nikt go nie udzieli, bo stopa zwrotu jest tu zbyt ryzykowna, choćby patrząc na to jak bardzo Europa jest z tyłu w stosunku do Chin. Dotyczy to zresztą coraz większej ilości obszarów technologii cywilnych. Wojna to jednak lepszy biznes. Bardziej dochodowy. I pewny, bo towarzyszy nam od zarania ludzkości czy też od wyboru osiadłego trybu życia. Ponieważ zasoby europejskie zostały już w dużej mierze przepalone na Ukrainie, to trzeba wyprodukować nowe.

Kto zapłaci?

A przy okazji można się przecież obłowić. Zamówienia składać będą europejscy urzędnicy, oni też zobligowani zostaną do ich pilnowania. Konkurencji za bardzo nie ma, ekspertów też, a przecież ceny pojazdu opancerzonego nie porównamy z takim w kiosku, bo w kioskach ich nie sprzedają. Jeszcze łatwiej zrobić przekręt niż przy pandemii. Niemcy mają zresztą świetne doświadczenie z poprzedniego wieku, gdy potentaci Thyssen i Krupp zainwestowali w NSDAP, a potem zwróciło się im w zamówieniach dla przemysłu zbrojeniowego. Wojnę wprawdzie III Rzesza przegrała, ale kapitału nikt do odpowiedzialności nie pociągnął.

O ile się więc znowu dany nabrać i nie zaprotestujemy, to niebawem wdepniemy w kolejne koszta na lata. A kto za to wszystko zapłaci? Oczywiście Europejczycy. W stopach procentowych, w inflacji, w drożyźnie, a może nawet życiem, jak już tylko to żelastwo będzie trzeba posłać na wschód…

Bogdan Petrycki

Redakcja