Dzisiaj profesor Andrzej Werblan kończy 100 lat. Jest ostatnim żyjącym członkiem Rady Naczelnej Polskiej Partii Socjalistycznej (RN PPS) z lat 40-stych. Polski historyk, politolog, polityk, pisarz, analityk. Poseł na Sejm PRL I, III, IV, V, VI, VII i VIII kadencji, w latach 1971–1982 wicemarszałek Sejmu V, VI, VII i VIII kadencji.
Można go lubić lub nie, natomiast należy go czytać ponieważ jest encyklopedią wiedzy o Polsce Ludowej i procesach w niej zachodzących. Ja go bardzo cenię, chociaż nie ze wszystkimi ocenami politycznymi się zgadzam. Nie uważałem nigdy prof. Werblana za komunistę. Być może nim był na początku swojej drogi politycznej, chociaż i tu mam wątpliwości. To klasyczny realista polityczny, rozumiejący procesy, miejsce i czas. Jeden z nielicznych publicystów w III RP, który zrozumiał to co jest najważniejsze w myśli Romana Dmowskiego. Werblan ma umiejętność wyławiania tego co najistotniejsze. Tak jest również w przypadku Władysława Gomułki, Aleksandra Bochańskiego czy gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
W 1940 roku został wraz z rodziną zesłany na Syberię, gdzie pracował jako robotnik w radzieckich kołchozach. Po układzie Sikorski-Majski starał się dostać do Polskich Sił Zbrojnych formowanych w ZSRR. W latach 1943-1947 służył w Wojsku Polskim. Brał między innymi udział w bitwie pod Studziankami. Swój szlak bojowy zakończył pod Gdańskiem. Zachował sceptycyzm wobec Związku Radzieckiego, nie chciał Polski jako 17 republiki. Od 1946 w PPS (w 1948 zasiadał w Radzie Naczelnej partii i pełnił funkcję I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego w Białymstoku), od 1948 roku w PZPR.
Już za czasów Władysława Gomułki pracował w Komitecie Centralnym. Podobnie było za rządów Edwarda Gierka. W 1974 roku objął stanowisko profesora zwyczajnego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, wykładał nauki polityczne. Był redaktorem naczelnym czasopisma KC PZPR „Nowe Drogi” (1972–1974) i dyrektorem Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu (1974–1981). Przez wiele lat był głównym ideologiem partyjnym. Zarzucano mu, że w 1968 roku przejaskrawiał odpowiedzialność osób pochodzenia żydowskiego za zbrodnie i wypaczenia okresu stalinowskiego (bermanowskiego). W czerwcu 1968 roku ukazał się niezwykle ważny dla tego przełomu w Polsce tekst w „Miesięczniku Literackim” pt. „Przyczynek do genezy konfliktu”.
W latach 1974–1985 wchodził w skład Rady Naczelnej Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. W latach 1981–1983 jest członkiem prezydium Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu. Odznaczony: Medalem „Zasłużonym na Polu Chwały” (trzykrotnie), Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Orderem Sztandaru Pracy I klasy i II klasy, Orderem Budowniczych Polski Ludowej.
W III RP jego teksty można było znaleźć przede wszystkim w miesięczniku „Dziś” i „Tygodniku Przegląd”. Oba pisma zresztą uważam, ze niezwykle cenne i godne uwagi. Autor niezwykle cennych książek: „Władysław Gomułka sekretarz generalny PPR”, „Stalinizm w Polsce” oraz dwutomowego dział „Prawda i realizm”. Z okazji jego 100. urodzin w „Tygodniku Przegląd” ukazał się znakomity wywiad przeprowadzony przez redaktorów Jerzego Domańskiego”, Pawła Dybicza i Roberta Walenciaka „Na 100-lecie urodzin o Gomułce, Dmowskim. Piłsudskim i Jaruzelskim”. Również w aktualnym numerze redagowanego przez Agnieszkę Wołk-Łaniewską „Tygodnika NIE” znalazł się wywiad Roberta Jarugi z prof. Andrzejem Werblanem „Od Bieruta do Bidena”.
A teraz trochę profesora …
„Dmowski był jednym z najwybitniejszych pisarzy politycznych w historii Polski. Jego teksty są porażające, można powiedzieć doskonałością, precyzją. Dmowski był nacjonalistą. Dość brzydkim. Nienawidził Żydów, w pogardzie miał Ukraińców, szanował Rosjan, bał się Niemców. Ale jego wielkość polegała nie na nacjonalizmie, bo byli bardziej zajadli od niego, lecz na tym, że wniósł, do Polski nowoczesną myśl realizmu politycznego. I takie różne określenia – że gardzi takimi patriotami, którzy myślą przede wszystkim o tym, jak zaszkodzić Moskwie, a nie o tym, jak wspomóc Polskę.
Albo gdy słuchał fragmentu „Warszawianki”: „Powstań Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf albo zgon”, pisał, że fragment ten zawsze budził w nim najgłębszy sprzeciw moralny. Że ten, kto myślałby tak, jak śpiewa, jest przestępcą (…) Potem jest rozwinięcie tej myśli , sprowadza się do tego, że ci, którzy wywołali powstania, zwłaszcza styczniowe, byli przestępcami. To zaczyna się od takich słów: wolno każdemu zaryzykować wszystkim, co ma, życiem nawet, w osobistej sprawie. Ale zaryzykować dobrem narodu to przestępstwo! Był w swoich analizach chłodny. Dość precyzyjnie oceniał interesy innych narodów. Jak mówił o interesach, wyzbywał się uczuć. Nawet o Żydach pisał spokojnie i z szacunkiem, który rozważał, co leży w jego interesie (…)
Jest jego duży tekst, napisany w 1930 roku, w książce poświęcony polityce międzynarodowej. Proroczy! Zaczyna się od myśli: Ukraina jest teraz częścią Rosji radzieckiej. Ale Ukraina odzyska niepodległość. To wielki, 40-milionowy naród, oni odzyskają niepodległość. I będzie to bardzo ważna zmiana w Europie. Czy będzie ona dobra dla Ukraińców? Odpowiedział: tego nie wiem. I prawie proroczo przewidział to wszystko, co się dzieje, i wojnę rosyjsko-ukraińską. Odniósł się do niej z chłodem. Powiedział, że Rosjanie musieliby być najniedołężniejszym w świecie narodem, gdyby spokojnie pogodzili się z utratą Ukrainy. Przewidział nawet takie rzeczy, że Ukraińcy będą mieli kłopot z rządzeniem się, że będą zatrudniać obcokrajowców do rządzenia. Zaraz mi się Saakaszwili przypomina i ten nasz minister od zegarków … A zakończył to, cały ten tekst, że radzi Polsce, choć tego nie dożyje, bo minie parę dziesięcioleci, zanim Ukraina odzyska niepodległość, by nie mieszać się do tego. To jest w ogóle interesujące, że Polska, ani międzywojenna, ani powojenna, ja nie mówię o Polsce Ludowej, bo Polska Ludowa miał hyzia na punkcie antysemityzmu i Dmowski był wyklęty, ale Polska, III RP, która stawia mu pomniki i czci go jako ojca niepodległości, żadnej rady Dmowskiego nie realizuje. Żadnej! Ona wielbi wszystkie powstania, a on organizatorów tych powstań potępiał jako przestępców. Ona na całego się miesza do Ukrainy, a on całą książeczkę napisał, żeby Polsce radzić: nie mieszajcie się, panowie, do tego” („Na 100-lecie urodzin o Gomułce, Dmowskim. Piłsudskim i Jaruzelskim”, Tygodnik Przegląd 28.10-3.11.2024)
„Ja oczywiście w tej książce bronię swojego życiorysu politycznego i Polski Ludowe. Bronię tej formacji, z którą właściwie swoje czynne życie związałem. Ale bronię inną argumentacją, z innych pozycji niż Polska Ludowa sama siebie broniła (…) Ważniejszą dla niej, aczkolwiek nieeksponowaną w jej czasie. W moim przekonaniu dziś, jak na to patrzę, a i wtedy w niemałym stopniu Polska Ludowa była raczej kiepskawym wcieleniem socjalizmu. Natomiast była dobrym, nie bardzo dobrym, ale dobrym dostosowaniem do narodowego i państwowego bytu do sytuacji geopolitycznej, jaka powstała w czasie II wojny światowej i po niej. Naród musiał się dostosować do sytuacji podziału świata. I dostosował się, dzięki Polsce Ludowej, w miarę pomyślnie. Może nie na piątkę, ale od Października gomułkowskiego właściwie do końca gdzieś na czwórkę. Wtedy Polska wywalczyła szeroki zakres autonomii w polityce wewnętrznej (…)
Gomułka w rozmowach w węższym kręgu był człowiekiem Realpolitik. W rozmowie z narodem – nie. W rozmowie z narodem była ideologia (…) Języka Realpolitik w rozmowach z narodem, nie można było użyć ze względu na Związek Radziecki, który traktowałby to jako obelgę, że o nim się mówi jako o mocarstwie, z którym trzeba się liczyć. To było nie do przyjęcia. Związek Radziecki chciał być kochany za swoje piękno ideologiczne, nie wystarczał mu szacunek ze względu na pozycję i siłę międzynarodową (…)
W 1969 r. byłem świadkiem rozmowy między Breżniewem a Gomułką, przy kawie, w czasie przerwy w dużej naradzie. Coś Breżniewa podkusiło i zapytał Gomułkę: „Kiedy wy wreszcie skolektywizujecie u siebie rolnictwo? I doszlusujecie do reszty krajów socjalistycznych?”. Jak to usłyszałem, pomyślałem: awantura murowana. Rzeczywiście, reakcja Gomułki była taka: „Towarzyszu Breżniew, my jesteśmy nawet gotowi to rozważyć, bo trochę nas dręczy, że wszystkie kraje skolektywizowały, a my nie. Ale wiecie, kiedy my naprawdę pomyślimy nad tym? Wtedy, kiedy wy przestaniecie importować zboże ze Stanów Zjednoczonych i sami zaczniecie je eksportować. Tak, żebyśmy w razie gdyby nam kolektywizacja nie wychodziła, mogli od was kupić miliony ton pszenicy, a nie od Amerykanów czy od Australii za dewizy. Czy wy nie rozumiecie – mówił dalej Gomułka – że wasza polityka rolna nie wyszła? (…)
Gomułka był wobec tego aparatu (Służba Bezpieczeństwa) nieufny, bo przez cztery lata był jego więźniem. We wspomnieniach, które napisał na emeryturze zawarł przykre dla polskiego wymiary sprawiedliwości porównania z okresem przedwojennym. Uważał że przedwojenny aparat wymiaru sprawiedliwości i policja były w sprawach politycznych bardziej praworządne niż w Polsce Ludowej. Że prokuratorzy byli bardziej rzezowi, policja nie wrabiała i nie wmawiała przestępstw, których nie popełniono, że sądy kierowały się przepisami prawa. A to, z czym zetknął się jako więzień Polski Ludowej wyglądało inaczej. W czasie jednego z pierwszych przesłuchań zaczął powoływać się na konstytucję. To wtedy kap. Michalak, tak nazywał się przesłuchujący, wziął gumową pałę i ją pokazał – u nas to jest konstytucja (…)
Tereny Katynia zostały zajęte przez Armię Czerwoną, wysłano tam delegację z naszej armii. Z naszego batalionu pojechały dwie osoby. Ich relacje były ambiwalentne Nie byli pewni, kto to zrobił. Dla mnie Katyń był problemem, ponieważ zginęły tam dwie osoby z mojej rodziny. Jeden wujek – policjant z Tarnopola i jeden wojskowy. Na zesłaniu byłem z wdowami po zamordowanych w Katyniu. Bo w tej wywózce, w której byłem ja i moja rodzina, wywieziono rodziny internowanych oficerów.
Połowa zesłanych to były żony oficerów i policjantów, którzy padli ofiarą tego mordu. Rozmawiałem kiedyś z Gomułką i on mnie pytał, co ja o tym sądzę. Powiedziałem, że my i moi koledzy w wojsku raczej podejrzewaliśmy NKWD.A Gomułka odpowiedział mi tak: „To jest zrozumiałe bo wy nie byliście w czasie okupacji w kraju, a ja byłem”. I dodał: „Ja w czasie okupacji dałem wiarę, że to Niemcy. Bo ja po Niemcach spodziewałem się wszystkiego najgorszego. Ale – mówił – w momencie wyzwalania zmieniłem zdanie. I już w 1945 roku byłem przekonany, że to zrobiło NKWD” (Robert Walenciak: „Przypadki Andrzeja Werblana”, Tygodnik Przegląd 23-29.XII.2019)
„Obecnie, 30 lat po zmianie ustroju, aktualność „Dziejów głupoty w Polsce” niepomiernie wzrosła. Nigdy bowiem – ani międzywojniu, ani w Polsce Ludowej – myślą polityczną i wyobrażeniami o przeszłości nie rządziła tak niepodzielnie krytykowana przez Bocheńskiego wizja romantyczno-mesjanistyczna. Zupełnie się zatarły różnice między dawnym stanowiskiem piłsudczykowskim, pepesowskim i endeckim. Wszystko zdominował kult walki zbrojnej, powstań, uwielbienie martyrologii. Sprawujące rząd dusz partie posolidarnościowe, choć swój wielki sukces zawdzięczają pokojowym porozumieniem i geopolityce, tymi korzeniami się wyraźnie brzydzą.
Osią ich polityki historycznej stał się kult „żołnierzy wyklętych” i rusofobia. Chwilami wygląda to, że ich model patriotyzmu satysfakcjonowałaby po 1945 roku straceńcza walka z Rosją sowiecką i komuną do ostatniego Polaka. Dmowski taki straceńczy patriotyzm piętnował jako antynarodowe przestępstwo. Szczytem zaś obłudy i zakłamania są hołdy, z jakimi wyznawcy tej postawy spieszą pod pomniki Dmowskiego z kwiatami. Pan Roman zapewne przewraca się w grobie (…) Wydaje się że omawiamy tu pamflet konserwatysty i endeka mógłby posłużyć za skuteczną odtrutkę na fałsze obecnej polityki historycznej. „Dzieje głupoty…” w pełni zasługują na wprowadzenie do nauczania szkolnego” („Dzieje głupoty, czyli głupoty. Książka, której prezydent Duda na pewno nie czytał”, Tygodnik NIE 17-23 lipca 2020)
oprac. Łukasz Jastrzebski