Wybory są demokratyczne i wolne tylko wtedy, kiedy wygrywają zwolennicy UE, Sorosa i NATO. Jeśli wynik jest inny, to ogłasza się wszem i wobec, że zostały sfałszowane lub zmanipulowane przez Rosję.
Nie inaczej jest z wyborami w Gruzji. Ponieważ wybory wygrywa Gruzińskie Marzenie, bezpodstawnie oskarżane o to, że jest ugrupowaniem „prorosyjskim” – od razu, bez żadnego dowodu, obwieszcza się, że „wybory zostały sfałszowane”. Reprezentująca interesy Zachodu w Gruzji prezydent Salome Zurabiszwili oznajmiała: „To była całkowita falsyfikacja i konfiskata waszych głosów. Wykorzystywane były wszystkie metody, które widzieliśmy w różnych krajach. Oprócz tego wykorzystywane były nowoczesne technologie do tuszowania fałszerstwa. Nigdy takiego czegoś nie było. Byliśmy świadkami i ofiarami rosyjskiej operacji specjalnej, wojny hybrydowej”.
Oczywiście w tym samym tonie sprawę komentują „wolne media” w Polsce, powtarzając w kółko nieprawdziwe informacje o tym, że Gruzińskie Marzenie jest partią „prorosyjską” a ustawa o „zagranicznych agentach” była wzorowana na rosyjskiej. Prawda jest zaś taka, że Gruzińskie Marzenie nie jest jedynie partią wściekle antyrosyjską a ustawę o „zagranicznych agentach” wzorowało na podobnych uregulowaniach prawnych rodem z USA. Kogo to jednak obchodzi? Rząd gruziński nadepnął na odcisk fundacjom Sorosa i to był wystarczający pretekst do tego, by uznać go za „prorosyjski” (Gruzja po wojnie 2008 roku nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Rosją). Wyniki wyborów w Gruzji są zgodne z tym, co zapowiadały sondaże, więc nie powinny budzić sprzeciwu. Tym bardziej, że przedstawiciel OBWE Patrick Allizard nie uznał wyborów za sfałszowane. I tu Bruksela ma problem, bo trudno podważać opinię OBWE, chyba, że się na nią naciśnie, by zmieniła zdanie.
Szeroko pojęty globalistyczny Zachód uznaje za demokratyczne tylko te wybory, które są po jego myśli. Nie ma też oporów, by samemu ingerować w proces wyborczy. Żeby przepchnąć w referendum w Mołdawii wynik na tak dla integracji tego kraju z UE wydano gigantyczną sumę pieniędzy i nikt nie nazwał tego ingerencją z zewnątrz. Manipuluje się też głosami diaspory mieszkającej na Zachodzie, tak w przypadku Mołdawii, jak i Gruzji. Jakoś dziwnie głosy te są zawsze po myśli Brukseli. W przypadku Mołdawii było to aż nadto widoczne. O losach tych państw mają decydować ludzie nie związani na co dzień z własnym krajem.
„Opozycja nie ma żadnych atutów. W zwykłym trybie odbędzie się pierwsze posiedzenie parlamentu, rząd zostanie zatwierdzony” – zapewnił premier Gruzji Irakli Kobachidze. Jest to polityk reprezentujący linię Viktora Orbana, który zresztą jako pierwszy pogratulował mu wygranej i pojawił się w Tbilisi już w poniedziałek. Gruzja wybrała pokój a nie wojnę, wbrew podszeptom Zachodu, Sorosa i Ukrainy, która robiła wszystko, by wciągnąć ją do wojny w stylu niesławnej pamięci rozrabiaki i prowokatora Michaiła Saakaszwilego. I właśnie dlatego będzie obecnie na Zachodzie napiętnowana.
Jan Engelgard
Na zdjęciu: wiec Gruzińskiego Marzenia (wikipedia)
Myśl Polska, nr 45-46 (3-10.11.2024)