Minister Spraw Zagranicznych Dmytro Kułeba nazwał tereny Lubelszczyzny, Podkarpacia i Małopolski ukraińskimi. Wyobraźcie sobie gdy podobnych słów użył szef rosyjskiego Siergiej Ławrow, lub szef niemieckiego MSZ Annalena Baerbock. To oczywiście jest nierealne, bo Ławrow jest do bólu profesjonalny, a Baerbock jest głu…, znaczy z Zielonych. Ale możemy na potrzeby tekstu przyjąć taką hipotezę.
Co by się wydarzyło. Od rana do nocy wszystkie przekaziory wyłyby o bezczelności i upokorzeniu Polski. Trzaskowski usłyszawszy o rosyjskim Białymstoku, by się tak mocno zesrał, że „Czajka” znów by się zatkała na tydzień. Kaczyński zaś, po wysłuchaniu niemieckiej „ministry” z przyklejonymi wąsami Piłsudskiego na sowim kocie pognałby na granicę do Gubina. Pisząc poważnie ambasador Rosji lub Niemiec zostałby wezwany na dywanik MSZ-towski w trybie natychmiastowym. I w tym wypadku byłoby to zupełnie słusznie.
Inne jednak reguły obowiązują Ukraińców. Dzięki temu, że walczą z Federacją Rosyjską wolno im więcej, bardziej i bezczelniej. Ukraińscy politycy plują Polsce prosto w twarz, a ci mówią o letnim deszczyku (chociaż bywało, ze był to Deszczyca). Sam nie wiem czy jest to bardziej żałosne czy obrzydliwe.
Jesteśmy rządzeni od dawna dwoma fałszywymi kompleksami: niższości wobec USA i Europy Zachodniej i wyższości wobec Rosji i w jakimś sensie Białorusi. Wszystko to co jest u nas nawet towarzysko zakazane i karane wobec USA, Wielkiej Brytanii lub Izraela jest milcząco pochwalane jeśli dotyczy „ruskich”. Polecam wszystkim wątpiącym wykonanie prostego doświadczenia. Zmieńcie słowo Rosja i Rosjanin w tekście z „Gazety Polskiej” lub „Newsweeka” na dowolne zachodnie państwo i narodowość. Potem przeczytajcie to na głos. To dopiero uzmysławia, gdzie się znajdujemy.
Teraz do tych dwóch zgubnych kompleksów doszedł trzeci – zazdrości Ukrainie. A czego możemy zazdrościć Ukrainie? Wojny z Rosją! Znaczna część moich rodaków z prawdziwą zazdrością patrzy na Ukraińców i marzy im się w tych pustawych łbach, by być na ich miejscu. By znów konspirować, nucić durne piosnki o szabelkach i konikach, wyszywać na sztandarach napisy „Za wolność naszą i waszą”. Oczami wyobraźni widzą beznadziejna walkę bez broni w obcej sprawie. Szczytem ich uniesienia patriotycznego jest walka z Moskalem. W mundurku, w rogatywce, z opaską, ryngrafem i skrzydłami husarskimi. Walka z Rosją (a przynajmniej wyobrażenie o niej) to przeżycie dające im ten rodzaj tak intensywnego orgazmu, że są gotowi poświecić życie swoich rodaków i istnienie swojego państwa.
Gdzieś w zaświatach, na to wszystko patrzy Wielopolski, Dmowski, Popławski, Balicki, Bocheński, Wyszyński – być może również Piasecki, Stomma, Kisielewski i Walicki. Patrzą na te hurraoptymistyczne durnoty wygadywane przez polityków w Polsce oraz powtarzane antyrosyjskie XIX-wieczne ramoty przez licznych komentatorów/dziennikarzy i z niedowierzaniem kiwają głowami – jakim cudem nasz naród jeszcze istnie? Przecież tendencje samobójcze i głupota w Polsce od stuleci rośnie niczym oczekiwania finansowe byłego prezydenta Ukrainy Zełenskiego. Jakim cudem? Chyba rzeczywiście nas ma w opiece jakaś siła nadprzyrodzona …
Łukasz Jastrzębski