HistoriaRecenzjePiekło rewolucji i generał Margrafski

Redakcja12 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

Oglądamy obecnie serial „polowanie na ćmy” na podstawie powieści Wacława Holewińskiego „Pogrom 1905”, tym czasem jego druga powieść „Pogrom 1906” (PIW 2021) pewnie też materiałem na kolejne serial.

Właśnie ją przeczytałem, choć stoi na półce ze dwa lata. Powieść mniej więcej w tym samym stylu co poprzednia, kalejdoskop epizodów i postaci w realiach rewolucyjnej Warszawy 1906 roku. Bohaterami są Polacy, Żydzi i Rosjanie, rewolucjoniści, bojowcy PPS (centrala postać to Józef Monwiłł-Mirecki), konfidenci i kobiety zamachowcy – a także te, które poszły na współpracę z Ochraną. I druga strona – Rosjanie: generał-gubernator Grigorij Skałłon, nieco cyniczny, raczej brzydzący się tym co robi, marzący o spokoju, gen. żandarmerii Andriej Margrafski, mający żonę Polkę, wysublimowany znawca filozofii, zastrzelony przez PPS-owców w Otwocku i wreszcie Wiktor Grun, komisarz, bezwzględny i zdegenerowany do szpiku kości, grający życiem zwerbowanych przez siebie agentów, wśród których jest inteligentna i zmysłowa Michalina Zaborowska, która nie ma zamiaru umierać za sprawę rewolucji, ale także za Rosję.

Mnie zaintrygował wątek ze Stanisławem Brzozowskim, którego najprawdopodobniej namówił do współpracy właśnie Margrafski. Autor książki tak przedstawia ten epizod:  „Dostał więcej, niż się mógł spodzie­wać: analizę młodzieży warszawskiej. I to ona stanowiła za­lążek ich… nie, przecież nie chciał używać tych słów, nijak nie mógł go wpisać w szereg plugawców, którzy byli gotowi dla pieniędzy pogrążyć nawet swoich ojców, wolał myśleć o  Brzozowskim raczej jako o pobratymcu. Duchowym po­bratymcu. Nie zawsze się z nim zgadzał, często wykazywał się większą i lepszą wiedzą, bo i źródła mieli inne. Ale podziwiał jego analityczny umysł”.

I ich spotkanie przy obiedzie: „Siedzieli w jadalni. Czarnobrewy, z wąsami, brodą. Nie­spokojny, ciągle ruszał rękoma. Ta rozmowa sprzed roku za­padła mu w pamięć. Rozmawiali o filozofii. Był nieprawdo­podobnie oczytany. Kant, Nietzsche, Soler, Bergson, Marks, filozofowie greccy, wszystkich miał w głowie. Ale przecież nie brał ich poglądów za własne. To praca była dla niego punktem wyjścia, to ona kształtowała myślenie i zmienny obraz świata. W tym punkcie nie było między nimi sporu.

Kucharka przygotowała wykwintny obiad, zupa puree z cietrzewia, do nich pierożki z ciasta francuskiego z móżdż­kiem, jajka sadzone w szyjkach rakowych, bułeczki droż­dżowe z farszem z raków, do tego mocny czerwony por-twein, na deser jabłkowy plombiere, ale Stanisław prawie nie jadł, nie zwracał uwagi na jedzenie. Za to stale kaszlał. Obaj wiedzieli, że to gruźlica. I że będzie się z nią zmagał do końca życia.

–  Czemu pan nie kończy studiów? – zapytał, choć z góry znał odpowiedź. I nie pomylił się.

–  Nie są mi już potrzebne.

–  Nie chce pan robić kariery uniwersyteckiej? Z pańskim umysłem, wiedzą?

– Niech mi pan nie pochlebia, generale, to zbędne. Mógł­bym się zresztą zrewanżować tym samym. Pan ma świeży umysł i w przeciwieństwie do wielu swoich przełożonych i podwładnych, nie ma w panu nienawiści.

Długo rozmawiali o Sienkiewiczu. Brzozowski kpił z niego.

–  Nie tędy droga do odrodzenia narodowego. To tylko utrwalanie mitu, życie duchem czasów przeszłych. Praca -to słowo wracało niczym bumerang – tylko ona daje nam, Polakom, szansę. Ale tę narodową lawę trudno ruszyć, wszczepić rozsadniki innego myślenia.

Formułował piękne zdania, już tym mógł olśnić swoich słuchaczy.

Przywiózł mu wtedy powieść [Sienkiewicza] zatytułowaną „Wiry” i wpisał dedykację, której się nie spodziewał: „Mojemu przyjacielo­wi Andrzejowi”. Po polsku. Nie dodał też nazwiska. Może świadomie?”.

Finezyjnie. Jak wynika z badań historyków, Margrafski był zwolennikiem pozyskania Polaków na gruncie antyniemieckim, upatrując w Rzeszy wspólnego wroga Słowiańszczyzny. Był też zwolennikiem odseparowania Polaków, głównie chłopów, od zgubnego, jego zdaniem wpływu tradycji jagiellońskiej. Dodajmy, że w zamachu na generała w dniu 2 sierpnia 1906 roku zginał także jego 7-letni syn, a jednym z zabójców był przyszły premier RP na emigracji Tomasz Arciszewski.

To co zastanawia, to praktyczny brak w powieści endecji, choć pojawia się w kilku miejscach, ale jakby w tle, opisana raczej neutralnie (wybory do Dumy, wspomnienie demonstracji 5 listopada 1905, przy sprawie Brzozowskiego pojawiają się nazwiska dwóch działaczy ZMP „Zet” i ND – Jana Załuski i Stanisława Kasznicy).

Wydźwięk powieści nie jest jednoznaczny – racje wszystkich stron, rewolucyjnej, rosyjskiej i wrogiej rewolucji (konserwatyści i endecy) – są tu przedstawione bez nachalności i dydaktyzmu. Sama rewolucja i działalność PPS wcale nie rysuje się jako godny pochwały patriotyczny heroizm (większa część społeczeństwa Królestwa traktowała tę działalność jako zwyczajny bandytyzm), co trzeba pozytywnie odnotować w czasach, kiedy z naszej historii robi się powstańczo-romantyczny komiks. Zaletą powieści jest też dosyć precyzyjne oddanie klimatu ówczesnej Warszawy, z zatęchłymi zaułkami Woli i Powiśla, ale i z wykwintnym Krakowskim Przedmieściem. Tu autor skorzystał z wielu źródeł, w tym z prasy codziennej z roku 1906.

Jan Engelgard

Ilustracja: obraz Stanisław Masłowskiego „Świt 1906”

Wacław Holewiński, „Pogrom 1906”, PIW, Warszawa 2021, ss. 368.

Redakcja