Kiedy chodziłem do podstawówki, na lekcji j. rosyjskiego czytałem po rosyjsku wzruszające opowiadanie o Leninie – być może moi rówieśnicy i osoby starsze ode mnie pamiętają je. Chodziło w nim o to, że Wódz rewolucji był na zimowym polowaniu na lisa, za którym urządzono nagonkę.
Wszyscy towarzysze z rewolucyjna zawziętością gonili lisa, a ten im się wymknął i skierował do autora „Państwo a rewolucja”. Lis przebiegł mu koło nosa niemal, bo na linii strzału i uciekł… . Po chwili dobiegają goniący towarzysze z wyrzutem w głosie mówią do ojca Rewolucji: „Towarzyszu, czemuż go wypuściliście…?” Na co ten im odpowiedział tak po prostu, z serca: „Towarzysze, przecież on był taki piękny! Nie mogłem nawet podnieść lufy sztrzelby w jego kierunku! … . ”
Nieco później, następca Lenina w Azji niejaki Mao Tse-tung, chcąc wykazać się ponadludzką siłą i hartem ducha przed swoim wyzwolonym z posiadania czegokolwiek, często z życiem włącznie, ludem przepłynął w pław rzekę Jangcy: tam i z powrotem. To stało się inspiracją dla niezliczonych filmów i książek. Bodaj – podaję z pamięci – amerykański filozof Alvin Plantinga postanowił przywłaszczyć osiągnięcie chińskiego geniusza i herosa i poddał analizie zdanie „Richard Nixon przepłynął w pław Jangcy.”, sugerując przy tym, że to Amerykanin przepłynął tę rzekę.
Według jednej z sentencji przypisywanej Napoleonowi: „Od wzniosłości do śmieszności – jeden krok”. W czasach kiedy powstawały owe historie nie było jeszcze śmieszności, była – groza. Wtedy rodził się materializm, o którym przed ponad pół wiekiem Martin Heidegger jakże trafnie powiedział, że jego istotą wcale nie jest obiegowy pogląd, iż wszystko jest materialne, ale to, że wszystko i wszystkich można traktować jako materię dowolnie dającą się formować.
Dziś, w czasie po postmodernizmie, czyli w czasie post-ironicznym groza wraca, gdyż dotychczasowy patos ideologicznego kłamstwa przestał śmieszyć, albowiem wrócił na nowo, choć w nowej odsłonie. – Etatowych ideologów w komitetach Partii zastąpiły media z dominującą linią, wyznaczoną przez słuszny kapitał o słusznej proweniencji. Rolę dawnych sekretarzy przejęli idioci-publicyści i dziennikarze, którzy wzorem pewnej dziennikarskiej blond piękności nie odróżniają nekropolii od … nekrofilii. Daje to efekt synergii materialistycznego ideologizmu i idiotyzmu, a dokładniej: określonego przekazu medialnego ery postprawdy.
Chodzi o to, że w owych mediach staromodna prawda i to jak jest faktycznie (rzeczywistość) przestały kogokolwiek interesować. O wiele ważniejszy bowiem jest zgodny ze zleceniem nadawcy „prawidłowy” przekaz. W efekcie żadnego dziennikarza nie interesuje faktycznie, często tragiczny los azjatyckich konkretnych uciekinierów chcących przekroczyć naszą granicę. Zamiast tego stworzono idiotyczny obraz tamtych w postaci, opowiadanej przez szlochającą niewiastę, historii o Ibrahimie, co przez polsko-białoruską granicę tydzień płynął w lodowatej wodzie do Polski i, który aby się schłodzić – nocą spał na oszronionej trawie.
Z tego samego powodu nie warto pokazywać faktycznej tragedii tysięcy ukraińskich cywilów na wschodzie Ukrainy, bo ta się „opatrzyła”, ale warto puszczać newsy o ukraińskiej emerytce, która słoikiem z ogórkami strąciła „ruskiego” drona, o Cyganach kradnących ruskie czołgi i o dzielnym Wołodymyrze, którego „Ruscy” z kałacha postrzelili kulą prosto w serce, a następnie wzięli go do niewoli, z której dzielny Wołodymyr uciekł. Potem zaś dwa dni z tą samą kulą w sercu błąkał się on po okolicznym lesie, aż zajęli się nim troskliwi chirurdzy (sam do nich dotarł) i mu ją z serca wyciągnęli… .– O czym to wszystko świadczy? Może o tym, że decydenci, jak ten z Żoliborza (słusznie) uznali, że tego rodzaju przekazy są mentalnie adekwatne dla tej samej (co do zakresu) od dziesiątków lat znacznej części naszego społeczeństwa, która dwa lata temu uwierzyła, iż przy „pandemii” w postaci trzystu chorych na 38 milionów zamykanie lasów i parków jest uzasadnione, bo przebywanie w nich może spowodować zakażenie wirusem – podobnie jak jazda na rowerze i zabawa ze swoimi dziećmi na placu zabaw… .
Prof. Bogusław Paź