Praca Macieja Kuczyńskiego została zaplanowana jako pierwszy tom z cyklu opisującego konflikty w jakich zaangażowane były USA w drugiej połowie XX wieku. Książka ukazała się w 2015 roku i nie wiadomo nic o tym, by pojawiły się kolejne tomy, choć na jednym z forów internetowych dla historyków znaleźć można wypowiedzi Autora, deklarującego że kolejny tom, który miał być poświęcony wojnom indochińskim, był niemal gotowy.
Szkoda, że projekt najwyraźniej spalił na panewce, książka jest bowiem pozycją bardzo wartościową. Opisy konfliktów są niezwykle szczegółowe, obejmując nie tylko sam przebieg działań ale też strukturę zaangażowanych sił i charakterystykę używanego uzbrojenia a także biogramy najważniejszych dowódców.
Jedyny niedostatek książki na tym polu to zbyt mało map, bowiem niektóre z opisywanych działań nie są zilustrowane mapami w ogóle, tymczasem szczegółowość lokalizacji jest na tyle duża, że opisywanych miejsc praktycznie nie da się odnaleźć na standardowej mapie czy w atlasie.
Dosyć wartościowy jest zamieszczony w środku pozycji materiał zdjęciowy, choć znajdziemy tam głównie portrety poszczególnych przywódców i dowódców wojskowych. Wydaje się, że wartościowym uzupełnieniem byłyby też schematy lub choćby zdjęcia poszczególnych rodzajów broni i uzbrojenia – tym bardziej, że Autor przyznaje się do estetycznych zachwytów nad jednym z modeli samolotów (którego zdjęć jednak w książce nie znajdziemy).
Bibliografia obejmuje w zasadzie jedynie pozycje anglojęzyczne, co rzutuje niestety negatywnie na charakter wywodu Autora. Warto jednak ten zestaw lektur przejrzeć, znajdują się w nim bowiem, obok wydanych w epoce przedinternetowej trudno dostępnych pozycji specjalistycznych, również łatwiej osiągalne ogólne opracowania fundamentalne (np. dotyczące historii konfliktów morskich), do których łatwo można dotrzeć w Internecie.
Jak wspomniano wyżej, rodzaj wykorzystanej literatury wpływa na rozłożenie akcentów w książce. Opisy działań, struktury i uzbrojenia jednostek jankeskich są w niej nieporównanie bardziej szczegółowe niż przeciwników USA. Autor nie próbuje też nawet ukrywać swojej sympatii dla USA, zachodniego demoliberalizmu a nawet chrześcijaństwa, czemu jednak daje wyraz głównie w akapitach podsumowujących poszczególne rozdziały, co więc nie zniekształca jego zasadniczego wywodu.
Wywód ten cechuje zaś nieprzeciętna klarowność, uporządkowanie, precyzja i rzeczowość. Nie ma w książce Macieja Kuczyńskiego „lania wody”. Obok faktograficznej szczegółowości i bogactwa treści, to właśnie jasność wywodu jest główną wartością pracy. Jedynie brak przypisów bibliograficznych, bazowanie wyłącznie na źródłach drugiego stopnia i kilkuakapitowe wtręty światopoglądowe na końcu rozdziałów (oraz kilka razy pośrednie aluzje światopoglądowe w tekście), nie pozwalają zaklasyfikować pracy jako naukowej, lecz popularnonaukową.
Przedmiotowo książka obejmuje kryzys berliński 1948-1949, wojnę koreańską 1950-1953, lądowanie piechoty morskiej w Libanie w 1958, zaangażowanie USA w walki chińsko-tajwańskie o wyspy Quemoy i Matsu w 1958, dwa etapy kryzysu kubańskiego 1958-1962 (nieudane lądowanie kontrrewolucjonistów w Zatoce Świń oraz wzrost napięcia po rozmieszczeniu radzieckich rakiet na wyspie), ingerencję USA w wojnie domowej w Republice Dominikańskiej 1965-1966.
Bardzo istotny (i jeden z obszerniejszych) jest pierwszy rozdział pracy, gdzie Autor referuje rozbrajanie się USA po zakończeniu II wojny światowej z broni konwencjonalnej i demobilizację sił zbrojnych oraz próbę oparcia przez administrację Trumana strategii Waszyngtonu wyłącznie na siłach odstraszania nuklearnego. Warto zaznaczyć, że referujący nową powojenną geostrategię USA rozdział pierwszy zawiera analizę na tle piśmiennictwa poświęconego tym zagadnieniom a dostępnego w Polsce w dużym stopniu nowatorską.
Podobnie, popularne mity historyczne rozbija podrozdział poświęcony kubańskiemu kryzysowi rakietowemu, Autor dochodzi bowiem do wniosku, że ze względu na dysproporcję sił mocarstw (zilustrowaną w aneksie na końcu książki), której świadom był wówczas Nikita Chruszczow, żadna wojna światowa wówczas światu nie groziła.
Związek Radziecki wcale nie chciał pozostawiać rakiet z głowicami nuklearnymi na Kubie (nie zmieniły by one bowiem ogólnie niekorzystnego dla Moskwy bilansu sił i nie pozwoliły wygrać ewentualnej wojny), lecz użyć ich jako karty przetargowej dla zmuszenia USA do wycofania rakiet Trident z Turcji (co udało się Moskwie osiągnąć).
Sekretarz obrony USA Robert McNamara, jego zastępca Paul Nitze (faktyczny autor znanej jako NSC-68 zimnowojennej strategii USA z 1950 roku, zalecającej „przeczekanie” Związku Radzieckiego) i dowódcy sztabów sił zbrojnych również byli tych faktów świadomi, przez co nie dramatyzowali przesadnie kryzysu ani nawet samego faktu rozmieszczenia radzieckich takiet na Kubie. Prawdziwą „wojną nerwów” kryzys był jedynie dla braci Kennedy.
Rzeczywista gra toczyła się zaś jedynie o to czy USA zaczną bombardować Kubę (jak chcieli tego dowódca lotnictwa gen. Curtis Le May i były sekretarz stanu Dean Acheson uczestniczący w powołanym przez prezydenta Komitecie Wykonawczym Rady Bezpieczeństwa Narodowego) i dojdzie do lokalnejwojny oraz czy jednostki jankeskie zaatakują radzieckie konwoje i dojdzie do zlokalizowanego konfliktu konwencjonalnego mocarstw (w którym Rosja musiałaby być stroną przegraną). Ostatecznie stanowisko prezydenta Kennedy’ego zapobiegło realizacji scenariuszy eskalacyjnych i napięcie udało się rozładować bez użycia przemocy.
Prowokująca, choć uargumentowana, jest też teza Autora, że o wyhamowaniu w styczniu 1951 r. kluczowej dla rozstrzygnięcia wojny koreańskiej ofensywy chińskiej zadecydowały nie nadmierne rozciągniecie linii komunikacyjnych Chińczyków i wyczerpanie się ich zasobów, lecz konferencja prasową Trumana z 30 listopada 1950 roku, na której zagroził on użyciem broni atomowej i eskalacją wojny do poziomu globalnego, między innymi przez atakowanie celów w Mandżurii. Autor zaprzecza też, jakoby do użycia broni atomowej przeciw Chinom dążył MacArthur, chcący co prawda rozszerzenia na Chiny działań wojennych – ale tylko przy użyciu broni konwencjonalnej..
Mniej przekonująco wygląda dobór przez Autora zagadnień w pozostałych rozdziałach, bo dlaczego w zasadzie otrzymujemy opis pozbawionego znaczenia epizodu jakim była groźba użycia przez USA siły w Libanie w 1958 roku a pominięty został uważany za punkt zwrotny historii o dwa lata wcześniejszy kryzys sueski w tym samym regionie świata i ówczesna groźba użycia siły przez USA? Dlaczego Autor poświęca rozdział pojedynkowi artyleryjskiemu Chin i Tajwanu na wyspach Quemoy i Matsu w którym rola Waszyngtonu ograniczała się do dostarczania broni Tajwanowi i eskortowania jego konwojów na wodach międzynarodowych, a nie pisze nic o bezpośrednim zwalczaniu przez siły USA ruchu Hukbalahap (którego rebelia trwała do 1954 roku) w południowej części wyspy Luzon?
Wyłaniający się z książki obraz to przytłaczająca przewaga USA w potencjale mobilizacji i użycia siły, której ograniczenia w początkowym okresie „pierwszej” Zimnej Wojny wynikały z błędnych kalkulacji geostrategicznych Waszyngtonu, w których przeceniano znaczenie broni jądrowej. USA niemal stale posiadały zdolność projekcji siły na obrzeżach Wielkiej Wyspy (choć nie w jej interiorze – np. w Rosji, Chinach lub Iranie) a trauma wojny koreańskiej, podczas której jankesi nie mogli dostatecznie szybko zebrać dostatecznie dużych sił, sprawiła że w kolejnych dekadach USA podniosły swój potencjał do poziomu przewyższającego zdolności mobilizacyjne wszystkich pozostałych mocarstw razem wziętych.
Pomimo okazywania okazjonalnie przez Autora swoich sympatii politycznych i cywilizacyjnych oraz ograniczenia perspektywy do jankeskiej, praca Macieja Kuczyńskiego jest rzetelna i erudycyjna, a przez to godna polecenia. Wypada jedynie żałować, że nic nie wskazuje na to, by miały się ukazać kolejne, zapowiadane przez Autora tomy.
Ronald Lasecki
Maciej Kuczyński, „Gorące lata zimnej wojny 1945-1965”, Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2015.