Jak grom z jasnego nieba huknęła 19 listopada wiadomość, że „administracja Trumpa i rosyjscy urzędnicy” opracowali nową, „kompleksową” propozycję zakończenia konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.
Z doniesień medialnych wynikało, jakoby plan uwzględniał niemal wszystkie postulaty Kremla i przyjęcie go w praktyce będzie oznaczało bezwarunkową kapitulację Ukrainy. Jednak przy bliższym przyjrzeniu się owym propozycjom nie sposób się z tym zgodzić.
Mało kompromisowe punkty
W wersji zaprezentowanej przez serwis Axios 28-punktowy plan, zwany już planem Donalda Trumpa generalnie zakłada jakoby znaczące ustępstwa ze strony Kijowa na rzecz Federacji Rosyjskiej. Czy aby jednak na pewno? Warto przyjrzeć się bliżej tym rzekomym ustępstwom, bo jest to istotne dla ich rzetelnej oceny. Zgodnie z doniesieniami medialnymi, plan zakłada zgodę Ukrainy na oddanie Rosji całego Donbasu, czyli dawnych obwodów ługańskiego i donieckiego, wraz z terenami obecnie kontrolowanymi przez Kijów (punkt 21). Jednak terytoria te i Krym miałyby być uznane jedynie de facto za rosyjskie, a nie de iure, co jest bardzo istotne. Ponadto według zaproponowanej koncepcji część Donbasu, z której by ustąpili Ukraińcy stałby się strefą zdemilitaryzowaną, gdzie również wojska rosyjskie nie mogłyby stacjonować. Plan zakłada, że „liczebność Sił Zbrojnych Ukrainy będzie ograniczona do 600 tys.” (punkt 6) i że Ukraina nigdy „nie wejdzie w posiadanie broni nuklearnej” (punkt 8). Terytorium Ukrainy byłoby też objęte zakazem stacjonowania wojsk krajów NATO, zaś do konstytucji włączonoby zapis, że Ukraina nie dołączy do NATO (punkt 7). Zgodnie z tym planem, linia frontu w obwodach zaporoskim i chersońskim zostałaby zamrożona „wzdłuż linii kontaktowej”, zaś z zajmowanych obecnie terytoriów obwodów sumskiego, charkowskiego i dniepropietrowskiego Rosja miałaby się wycofać (punkt 21). Plan zakłada także uznanie języka rosyjskiego za oficjalny język państwowy na Ukrainie oraz nadanie formalnego statusu działającej na terenie Ukrainy Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Jest też wzmianka o zakazie i odrzuceniu „wszelkiej ideologii i działalności nazistowskiej” (punkt 20). To wszystko miałoby nastąpić w zamian za amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy (punkt 5).
Daleko od akceptacji
Chociaż wielu komentatorów określiło plan jako bardzo korzystny dla Rosji, to jednak tak nie jest, bo z punktu widzenia Federacji Rosyjskiej zasadniczo nie spełnia on celów Specjalnej Operacji Wojskowej. Wystarczy porównać ujawnione przez media punkty przedstawionego planu do warunków przedstawionych 14 czerwca 2024 roku przez prezydenta Władimira Putina, aby zrozumieć, że jest on w istocie nie do przyjęcia dla Rosji. Nie tylko dlatego, że brak w nim tak ważnych punktów jak międzynarodowe uznanie włączenia do Federacji Rosyjskiej Krymu, Chersonia, Zaporoża, Doniecka i Ługańska, czy też brak ustalenia pierwotnych przyczyn konfliktu, na co dobitnie zwrócił uwagę, komentując amerykańskie propozycje, rzecznik prezydenta Putina, Dmitrij Pieskow. Jest on dla Rosji nie do przyjęcia z jeszcze jednego istotnego powodu.
Amerykański protektorat
Zwróćmy uwagę na istotny niuans. Jeśli plan zostałby przyjęty przez obie strony, to wdrażanie przyjętych zapisów miałoby być „monitorowane i gwarantowane przez Radę Pokoju, na której czele stanie prezydent Donald J. Trump” (punkt 27). W praktyce wyłącza to Rosję z nadzoru nad wdrażaniem w życie przyjętych postanowień pokojowych i de facto czyni z Ukrainy amerykański protektorat przy granicy z Rosją.
Nawet bez wnikliwej analizy widać, że jest to urzeczywistnienie lansowanej przez Donalda Trumpa koncepcji zamrożenia ukraińskiego konfliktu, na czym bardzo zależy Anglosasom, a czego za wszelką cenę chce uniknąć Federacja Rosyjska. Gołym okiem widać, że w całej tej propozycji wcale nie chodzi o pokój, lecz właśnie o to, aby go nie było, bo tym w istocie jest zamrożenie konfliktu. Dla słabnącego kolektywnego Zachodu ów plan jest ostatnią szansą na zachowanie dla siebie Ukrainy jako bezpiecznego żerowiska dla talmudyczno-anglosaskich plądrowników, na co wskazują punkty 12, 13 i 14 zaprezentowanego planu, o których dalej.
Pokój przez siłę
Mając powyższe na względzie, zadajmy sobie ważne pytanie: czy Donald Trump szczerze chce pokoju na Ukrainie? A jeśli tak, to na ile ma związane ręce przez otaczających go neokonserwatystów i syjonistów, którzy finansowali jego kampanię wyborczą? Obserwując działania Donalda Trumpa od czasu, gdy po raz pierwszy objął urząd prezydenta USA, można mieć wątpliwość, czy kiedykolwiek poważnie myślał o pokoju na Ukrainie. Patrząc na warunki, które próbował dotąd wynegocjować w kontaktach z Władimirem Putinem, z punktu widzenia Rosji ich przyjęcie byłoby równoznaczne z jej kapitulacją.
Już jego pierwsza kadencja (2017-2021) charakteryzowała się bardzo agresywnym podejściem do Rosji w kontekście Ukrainy. To za jego rządów USA dostarczały Ukrainie ofensywnej broni i to w czasie jego kadencji CIA utworzyła na Ukrainie ponad dwadzieścia baz, w których aktywnie przygotowywano ukraińskich żołnierzy do zabijania Rosjan. Kiedy więc Donald Trump mówi obecnie – a bardzo często to słyszymy – że gdyby był prezydentem, to do wojny by nie doszło, to jest to nieprawda, ponieważ sam ją nakręcał, szkoląc i uzbrajając ukraińską armię. Wielokrotnie słyszeliśmy z jego ust, że konflikt na Ukrainie to nie jest jego wojna, bo rozpoczął ją Joe Biden. Nic bardziej kłamliwego! Wojna na Ukrainie to jak najbardziej jego wojna.
Trump twierdzi, że chce pokoju i jest to w pewnym sensie prawda, lecz chce on pokoju na swoich warunkach, czego potwierdzeniem jest ów 28-punktowy plan. Jednak z punktu widzenia Rosji, to co proponuje Trump, to nie jest żaden pokój, bo jest to pokój, który miałby osłabić Rosję i pozwolić Stanom Zjednoczonym i Europie Zachodniej na dalszą jej izolację, niszczenie jej gospodarki, a także degradację relacji politycznych i społecznych wewnątrz rosyjskiego społeczeństwa. Warunki pokojowe, jakie Trump usiłuje narzucić Federacji Rosyjskiej wpisują się w cel oficjalnej polityki USA, jakim jest doprowadzenie do wewnętrznych niepokojów w Rosji i obalenie Władimira Putina. Donald Trump dużo mówi o pokoju, lecz jego administracja realizuje strategię pokoju poprzez siłę, co w istocie nie jest żadnym pokojem, lecz narzucaniem innym tego, co podoba się Stanom Zjednoczonym. Dlatego za każdym razem, gdy Donald Trump mówi, że chce pokoju, po prostu kłamie.
Obalić Putina wszelkimi sposobami
Donald Trump niezmiennie realizuje ideę swoich poprzedników, że Ukraina ma być anglosaskim taranem do obalenia Władimira Putina. Realizował tę politykę przez pierwsze cztery lata swoich rządów i realizuje ją obecnie. Jednak Rosjanie nie są głupcami i doskonale wiedzą, że fundamentalne cele amerykańskiej polityki na Ukrainie względem Rosji po przejęciu władzy przez Trumpa po Bidenie nie zmieniły się.
Wprawdzie Trump odziedziczył wojnę po Bidenie, lecz to Trump stworzył dla niej warunki uzbrajając po zęby Ukrainę w trakcie swojej pierwszej kadencji. Nie ma co mydlić oczu i udawać, że jest inaczej. To, z czym mamy obecnie do czynienia na Ukrainie, zostało sprowokowane decyzjami Trumpa sprzed ośmiu lat. Mimo to, niezmordowanie powtarza on, że to wojna Joe Bidena. Nie, to jest wojna Donalda Trumpa, który chciał tej wojny podczas swojej pierwszej prezydenckiej kadencji i chce jej w trakcie obecnej kadencji. Reasumując, Trump prowadzi politykę mającą na celu obalenie Władimira Putina, którą odziedziczył po Bidenie, w żadnym stopniu jej nie zmieniając.
Jednak sukcesy rosyjskiej armii na froncie i zmiana realiów geopolitycznych w wymiarze globalnym spowodowały konieczność dostosowania się do nowej sytuacji. Działaniem w tym kierunku było ogłoszenie owego 28-punktowego planu pokojowego. Z jednej strony potwierdza on chęć Anglosasów do ratowania ich dominacji na świecie; z drugiej jednak pokazuje, że administracja Trumpa nie traktuje poważnie kwestii pokoju z Rosją. Widać to zarówno w wypowiedziach Donalda Trumpa, ale także w wypowiedziach sekretarza stanu USA Marco Rubio.
W kontekście przedstawionego planu stwierdził on w mediach społecznościowych, że trwały pokój wymagałby „trudnych ustępstw z obu stron” (ewidentnie i kłamliwie Rubio nie uważa USA za stronę konfliktu), jakby nie rozumiejąc, że odstąpienie od warunków przedstawionych w czerwcu 2024 roku przez prezydenta Putina byłoby równoznaczne ze strategiczną porażką Rosji na Ukrainie. Jego wypowiedź tylko potwierdza, że celem Waszyngtonu jest pozostawienie ropiejącego wrzodu u granic Rosji, a nie ustanowienie trwałego pokoju, oznaczającego de facto wyrzucenie anglosaskich plądrowników z Europy i zmuszenie ich do uczciwej pracy.
Donald Trump doskonale wie, że na chwilę obecną istnieje tylko jedna droga do pokoju między Rosją a Stanami Zjednoczonymi, a jest nią całkowite zwycięstwo Rosji na Ukrainie, bo tylko w ten sposób Rosja raz na zawsze może położyć kres możliwości wykorzystywania Ukrainy jako narzędzia do jej osłabiania i destabilizacji. Jednak jest on zakładnikiem swoich sponsorów, czyli właścicieli korporacji zbrojeniowych i funduszy inwestycyjnych, posiadających malejące ale wciąż potężne aktywa na Ukrainie. Całkowite zwycięstwo Rosji oznaczałoby dla nich odcięcie od potężnych zysków.
Świnia i mina
Ogłoszenie 28-punktowego planu pokojowego wydaje się być najpoważniejszą dotąd próbą odnalezienia się w nowej sytuacji. Zauważmy, że stało się to w momencie gdy wojska rosyjskie odnoszą na froncie największe sukcesy od czasu zdobycia Awdiejewki w lutym 2024 roku, zaś po stronie ukraińskiej nie brakuje odcinków na linii frontu, których strzegą jedynie drony. Poza tym rusznikarze z Pentagonu zawiadomili Biały Dom, że magazyny wojskowe mocno opustoszały, a moce produkcyjne są kompromitująco niskie, co oznacza, że koncerny zbrojeniowe produkują mało i bardzo drogo.
Rosjanie są tego w pełni świadomi i w związku z tym nasuwa się pytanie: po co mieliby przyjmować upichcony przez Amerykanów 28-punktowy plan, który przyznaje Rosjanom to, co i tak już mają? Każdy, kto ze zrozumieniem czyta owe punkty, bez trudu dostrzeże, że nie jest to żaden plan pokojowy, lecz nie pozbawiona finezji próba amerykańskiej dywersji wymierzonej w prowadzone z powodzeniem operacje wojskowe i polityczne plany Federacji Rosyjskiej wobec Ukrainy.
Z jednej strony jest to próba podłożenia świni Rosjanom poprzez zamrożenie konfliktu i utrwalenie w ten sposób źródła niekończącego się napięcia w miękkim podbrzuszu Rosji, jakim zawsze była Ukraina. Z drugiej strony, ów plan „pokojowy” jest w istocie miną, która ma wysadzić w powietrze rosyjskie plany uczynienia z Ukrainy kraju Rosji przyjaznego i całkowicie uwolnionego od anglosaskich wpływów. Gdyby Rosjanie zaakceptowali przedstawione warunki pokoju, utrwaliliby trwałą obecność na Ukrainie anglosaskich plądrowników i zachowaliby potencjał Ukrainy jako tarana w rękach Zachodu przeciwko Rosji.
Ludzki pan
A że właśnie o to chodzi, wprost dowiadujemy się z zapisów owego planu pokojowego. Mówią one wyłącznie o współpracy Stanów Zjednoczonych z Ukrainą „w zakresie wspólnej odbudowy, rozwoju, modernizacji i eksploatacji ukraińskiej infrastruktury gazowej, obejmującej rurociągi i obiekty magazynowe”, a także „wydobycia minerałów i zasobów naturalnych” (punkt 12). Dla Federacji Rosyjskiej tutaj miejsca nie przewidziano, bo Rosja miałaby odbudowę Ukrainy finansować. Co ciekawe,. w zamian za zniesienie sankcji Rosja musiałaby się zgodzić na zawarcie z USA „długoterminowej umowy o współpracy gospodarczej” i wśród wielu obszarów współpracy wymieniono oczywiście projekty „wydobycia metali ziem rzadkich w Arktyce” (punkt 13).
Istną perełkę wśród przedłożonych propozycji stanowi punkt 14, który przewiduje, że do odbudowy Ukrainy zostaną wykorzystane jako inwestycja środki z zamrożonych aktywów rosyjskich w kwocie 100 mld dolarów, z których „Stany Zjednoczone otrzymają 50% zysków”. Kolejne 100 mld dolarów na odbudowę Ukrainy ma dołożyć Europa. Bardzo enigmatycznie brzmi zapis dotyczący pozostałej części zamrożonych funduszy rosyjskich, które miałyby być zainwestowane „w oddzielny amerykańsko-rosyjski fundusz inwestycyjny, który będzie realizował wspólne projekty w określonych obszarach”.
Donald Trump nigdy nie ukrywał, że chce się dobrać do ukraińskich i rosyjskich złóż metali ziem rzadkich i w zapisach planu pokojowego wyraził to expressis verbis. Poza zniweczeniem owoców rosyjskiego zwycięstwa, właśnie to jest głównym celem jego planu pokojowego.
Mentalność łupieżcy
Trzeba przyznać, że Trump ma niezrównany tupet. Najpierw zorganizował rujnującą dla Ukrainy i Rosji wojnę, na podsycaniu której amerykańska zbrojeniówka i eksporterzy surowców zarobili krocie, a teraz miałby jeszcze zarabiać, głównie cudzym kosztem, na odbudowie zniszczonej swoimi inicjatywami i działaniami Ukrainy, przybierając przy tym szaty anioła pokoju (punkt 27). W zapisach tego 28-punktowego planu w sposób wręcz skrajny ujawnia się kolonialna mentalność Trumpa i nieposkromiony apetyt środowiska łupieżców, które Donald Trump reprezentuje.
W istocie jest to kolejna, mocno przypudrowana pozorami ustępstw próba przekonania Władimira Putina do zgody na coś, co wzmocniłoby strategiczną pozycję Stanów Zjednoczonych wobec Rosji. Cokolwiek nie robiłby i czegokolwiek nie mówiłby Trump, nawet pozornie sobie przecząc, nie wolno zapominać, że niezmiennym celem Amerykanów jest zachowanie Ukrainy jako tarana niezbędnego do zdestabilizowania Rosji i obalenia Władimira Putina. Los ginących na froncie ukraińskich i rosyjskich żołnierzy, Trumpa w ogóle nie obchodzi, i obecnie, kiedy chwilowo nie udało się Rosji powalić na kolana przekierował swoją inicjatywę na czerpanie zysków. Tak się kończą sojusze z Anglosasami.
W zaprezentowanym brzmieniu ów 28-punktowy plan tylko w minimalnym stopniu uwzględnia postulaty Kremla i przyjęcie go w praktyce będzie oznaczało bezwarunkową kapitulację Ukrainy, nie przed Rosją jednak, lecz kapitulację Rosji i Ukrainy przed USA.
Czy Rosjanie zgodzą się na te najnowsze propozycje pokojowe? Zgodnie z najwyższymi standardami dyplomacji z pewnością przyjmą je entuzjastycznie, dodając, że przed podpisaniem należy jeszcze uzgodnić drobne szczegóły. I o nie się wszystko rozbije. Jeśli Donald Trump naprawdę chce przekonać do swego planu pokojowego Władimira Putina, to będzie go musiał mocno przeredagować dodając jeden bardzo ważny punkt: – Stany Zjednoczone, jako państwo, które sprowokowało konflikt zbrojny między Rosją i Ukraina zobowiązują się do wypłaty należnych tym państwom reparacji za spowodowane w jego wyniku zniszczenia.
Krzysztof Warecki



