Pokonany w 2020 roku przez Joe Bidena Donald Trump ogłosił, że został „okradziony” ze swego zwycięstwa wyborczego przy pomocy szeregu manipulacyjnych zabiegów wspieranych przez sędziów. W Turcji najważniejszy polityk opozycyjny, burmistrz Stambułu Ekrem İmamoğlu, uznawany za faworyta kolejnych wyborów prezydenckich, został po prostu z wyścigu wyborczego wyeliminowany. Mieliśmy także przypadek sędziów rumuńskich, którzy najpierw unieważnili wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich w listopadzie 2024 roku wygranej przez Călina Georgescu, w związku z podejrzeniem „ingerencji rosyjskiej”, której wciąż nie dowiedziono, a następnie zabronili mu udziału w kolejnych wyborach.
Ostatecznym celem klasy rządzącej dążącej do powstrzymania narastającego oporu wobec niej jest najwyraźniej wprowadzenie zakazu udziału w wyborach dla przedstawicieli owego oporu.
Prawo przeciwko ludowi
Przypadek francuski zbytnio się od tego nie różni. Uznając Marine Le Pen za pozbawioną prawa kandydowania, sędziowie storpedowali wybory prezydenckie dwa lata przed głosowaniem, posługując się w tym celu dwoma metodami: po pierwsze, odebraniem prawa wyborczego (nie jest czymś normalnym, że sąd karny nakłada sankcje polityczne), a przede wszystkim – zastosowaniem środka zapobiegawczego, który w zasadzie antycypuje wynik postępowania apelacyjnego.
Nie był to przypadek: odebranie Marine Le Pen praw wyborczych było jedynie środkiem do pozbawienia obywateli możliwości zagłosowania na nią w momencie, w którym 37% ankietowanych deklarowało wolę poparcia jej w pierwszej turze, co dawało jej spore szanse na zwycięstwo w turze drugiej. To zatem nie Marine Le Pen objęto sankcjami, lecz w pierwszej kolejności 12-15 mln jej wyborców.
Pogarda dla ludu
Nie jest tymczasem rolą sędziów decydowanie o tym kto może się ubiegać o głosy wyborców i kogo mają oni prawo poprzeć. Ławnicy nie mają prawa do określania według własnego uznania tego, co jest w ich oczach ideologicznie i demokratycznie dopuszczalne; prawa oznaczającego możliwość pozbawienia wyboru ludzi, którym przysługuje wolność wybierania tego, kogo chcą. Wpływając na wybory prezydenckie, czyli kierunek życia politycznego w kraju, sędziowie ustanawiają się w roli arbitrów wyborczych, co nie jest ich rolą. Stanowi to kolejny przykład pogardy elit dla ludu, a także ich dążenia do sprawowania rządów wbrew niemu. To także przykład „przewrotu rządów prawa”, który stanowił wiodący temat ostatniego numeru pisma „Éléments”.
Liberalny konstrukt
Jak stwierdził Bruno Retailleau, rządy prawa „nie są ani niepodważalne, ani święte” – z tej prostej przyczyny, że stanowią one wyłącznie konstrukt ideologiczny, w tym przypadku liberalny. Pojawił się on w XIX wieku (Rechtsstaat) i nie oznaczał jedynie państwa „podporządkowującego się regułom prawa” (Carré de Malberg). Hans Kelsen uznawał, że oznaczają one państwo, „w którym normy prawne są zhierarchizowane w taki sposób, że władza podlega ograniczeniom”. Rządy prawa są zatem w rzeczywistości sprzeczne z prawem państwa. Tymczasem Państwo nie może być podmiotem prawa, które realizuje, bo od swego zarania posiada wyłączność jego egzekwowania, a prawo Państwa stanowi jedyny sposób zapewnienia mu przetrwania.
Rządy prawa oznaczają hegemonię norm. Najwyższym zaś prawem stosowanym we wszystkich przypadkach jest przekazanie ostatniego słowa w sprawie decyzji politycznych władzy sądowniczej. Tym sposobem, jak ujmuje to Christophe Boutin, „decyzja prawna pozbawiająca się mocy normatywnej zniekształca rządów prawa zgodnie ze stojąca za nią wolą – rządy prawa odcinają się od wszelkiej legitymacji demokratycznej, redukując się do roli wyrażania ideologii kasty”.
Konstytucja kontra Państwo
Efekt końcowy jest taki, że nie mamy już do czynienia z demokracją wyposażona w Radę Konstytucyjną weryfikującą zgodność prawa z tekstem Konstytucji, lecz z demokracją, która ma być produktem rządów prawa. Te ostatnie natomiast oceniają decyzje polityczne według standardów ideologii praw człowieka – jak zauważa politolog Pierre Manent, „jurysprudencja Rady Konstytucyjnej charakteryzuje się tendencją do wchłaniania praw obywatela przez prawa człowieka”. Jedyną dopuszczalną demokracją staje się wówczas demokracja liberalna, w której w przypadku wystąpienia konfliktu obrona praw indywidualnych zwycięża nad suwerennością ludu.
Idea rządów prawa opiera się przede wszystkim na dualistycznym rozróżnieniu między Państwem a Konstytucją. Te dwa porządki już egzystencjalnie nie współistnieją, lecz zostają sobie wyraźnie przeciwstawione. Konstytucja ustanawia się jako coś nadrzędnego wobec Państwa, którego władzę próbuje ograniczać zgodnie z doktryną liberalną, a Państwo musi się przed nią ugiąć. Funkcjonowanie demokracji zostaje więc uzależnione od spełniania przez nią warunku braku sprzeczności z ideologią zawartą w konstytucyjnych zapisach.
Demokracja sędziowska
Tym, którzy podskakują jak kozy na pastwisku, powtarzając litanię o rządach prawa jako dogmacie, przypominamy: 1) demokracja nie opiera się na pojęciu „praw podstawowych” – zasadzie czynienia z każdego indywidualnego pragnienia prawa obowiązującego dla wszystkich i zakazie wszelkiej „dyskryminacji” – lecz na suwerenności ludu jako podstawowym warunku pozwalającym na sformułowanie wspólnego interesu i wprowadzającej rozróżnienie na obywateli i nie-obywateli; 2) sędziowie nie powinni sądzić w imieniu praw, lecz w imieniu ludu; 3) demokracja prawna prowadzi do dezintegracji społecznej, podczas gdy demokracja prawdziwa uświęca władzę wspólnoty ludu, która polega na mocy zmiany prawa, nawet takiej, która zawiesza niektóre prawa.
Ustanawiając stróżów demokracji, liberalizm pozostawia ostatnie słowo sędziom. Sędziowie angażują się politycznie, co pokazuje, że podział władzy nie gwarantuje ich niezależności ideologicznej. A kto osądzi sędziów?
Alain de Benoist
Śródtytuły pochodzą od Redakcji.
Źródło: https://www.revue-elements.com/categorie-produit/revues/elements/



