Z teorii władzy Hobbesa można wyciągnąć różne wnioski, ale również i ten, że w czasach przedpaństwowych wszyscy właściwie walczyli z wszystkimi. I był to stan naturalny.
Nie wiemy dlaczego w sam raz tak miałoby być, ale chwilowo uwierzmy klasykowi. Później władza polityczna, obok wielu funkcji, miała także i tę, że działała jako moderator społecznych zachowań, ich inspirator oraz nadzorca. Przyszły jednak czasy nowożytne, a wraz z nimi powrót wielu starych skłonności i upodobań. W tym nawrót do stanu wojny wszystkich ze wszystkimi. Z tym zastrzeżeniem, że w przedhistorycznych epokach miała to być sytuacja naturalna, współcześnie odnosi się nieodparte wrażenie, że te socjologiczne zjawiska indywidualnej i zbiorczej agresji, jednak podlegają zewnętrznemu nadzorowi, a nawet bywają inspirowane. Ogólnie możemy skonkludować, że tłumy weszły do gry, ale by rzec precyzyjniej, zostały do niej zaproszone, czy nawet zachęcone.
W związku z tym, niczym grzyby po deszczu, ukazały się różne doktrynalne rozważania, a zatem pojawiło się szereg teorii. Jedni więc utrzymywali, iż głównym motorem historii jest tak zwana walka klas, inni dowodzili, że decydujące konfliktogenne znaczenie mają dzielące ludzi różnice rasowe. Wielu zwolenników zyskały także dowodzenia o kluczowym znaczeniu różnic między cywilizacjami. Podkreślano również i to, że to narodowe idee są tym zatrutym źródłem, z którego wytryskuje mętna woda różnych zbiorowych emocji. Powyższe wyliczenie jest tylko przykładowe. Jednak wiele z tych doktryn nie ogranicza się do opisu rzeczywistości, albo snucia historycznych wynurzeń, ale chętnie krytykując sytuację zastałą, dając swoje recepty. Często jest to walka z urojonymi chorobami, a więc utopie. One zaś bywają bardzo groźne, gdyż zbyt wiele kosztują, zwłaszcza ludzkiej krwi. Dziś te schematy odeszły do strefy zapomnienia, jednak myli się ten kto sądzi, że erę owej „twórczej” analizy ludzkiej społeczności mamy już całkowicie za sobą.
Obecnie w sferze projekcji, a nawet we wczesnym stadium powstawania pojawiają się nowe. Nie ma zatem spokoju pod oliwkami. Ten zły stan ludzkich umysłów wypływa przede wszystkim z tego, że pycha zapanowała nad człowiekiem. Z kolei walka ras – owszem ma również swoje oblicze. Niekiedy się zaostrza, innym razem słabnie. I z rożnych powodów jest lepiej, by rasy się w ogóle nie mieszały. Konflikt klas – też występuje. Ludzie są przecież z natury nierówni, różne schematy i okoliczności samego życia, powodują społeczne rozwarstwienia. Jednak wszyscy jesteśmy od siebie, na różne sposoby, uzależnieni i dominującą ludzką właściwością jest współpraca lub wzajemne ignorowanie się. Występują także różnice religijne, kulturowe, czyli cywilizacyjne. I one bywają powodem wybuchających napięć, lecz nie są cechą specyficzną życia społecznego.
Tam, gdzie na tym tle występują szczególnie wyostrzone różnice – tam narody zbudowały wiele metod ich łagodzenia i niwelowania, przynajmniej na poziomie codziennego życia. Przestrzec musimy przed tym, by jednych utopii nie zwalczać innymi. Nie ma bowiem dobrej i złej inżynierii społecznej. Jest zła i jeszcze gorsza. Na zakończenie, konkludując tę sytuację winniśmy dostrzec, że być może nie ma już dobrego wyjścia, czyli życia, które po prostu się toczy. Znakiem czasu jest sytuacja, że człowiek będzie produkował wciąż nowe utopie, a oprzyrządowanie życia jest takie, iż próby jego regulacji będą stale ponawiane.
Antoni Koniuszewski
fot. wikipedia
Myśl Polska, nr 31-32 (28.07-4.08.2024)