HistoriaRecenzjeWołyń raz jeszcze

Redakcja3 miesiące temu
Wspomoz Fundacje

Stało się tradycją, że na kolejne rocznice Rzezi Wołyńskiej wydawnictwo Replika oferuje nam nową książkę Marka A. Koprowskiego.

Nie inaczej stało się w tym roku. W ręce czytelnika trafiła tym razem książka „Armia Krajowa na Wołyniu, czyli zdrady nie było”. Najnowsze dzieło Koprowskiego i jest polemiką z Piotrem Zychowiczem. Ten ostatni w swoim opracowaniu „Wołyń zdradzony” postawił tezę o tym, że dowództwo Armii Krajowej porzuciło Polaków na pastwę UPA.

Ten z pozoru niszowy temat budzi duży rezonans w środowiskach kresowych. Sam Koprowski zastrzega, że podjął się polemiki ulegając namowom środowiska Wołyniaków. Potomków tych, którzy z bronią w ręku stanęli w obronie polskości na dawnych kresach Rzeczpospolitej. Te środowiska obrazoburcze tezy Zychowicza potraktowały jako zniewagę. Bezspornym pozostaje, iż w latach 1943–1945 na Wołyniu i w Galicji Wschodniej ukraińscy nacjonaliści wymordowali około 100 tysięcy Polaków, a także nieokreśloną ilość przedstawicieli innych nacji. Te bezprzykładne zbrodnie dokonywane były najczęściej ze szczególnym okrucieństwem. Przy użyciu pospolitych narzędzi: siekier, wideł i cepów. Dokonali jej w lwiej części zwykli Ukraińcy, działając jednak każdorazowo z podpuszczenia i pod ścisłym kierownictwem UPA.

Przedmiotem dyskusji pomiędzy obydwoma popularyzatorami historii pozostaje kwestia postawy Armii Krajowej, czy szerzej struktur Polskiego Państwa Podziemnego do Rzezi Wołyńskiej. Zychowicz nie bez racji zarzuca im bierność wobec tragedii polskiej ludności.  W jego opinii Armia Krajowa zlekceważyła banderowskie zagrożenie, zignorowała liczne ostrzeżenia o nadciągającym niebezpieczeństwie. Wszystkie wysiłki skupiła bowiem na szykowaniu przyszłego powstania – operacji „Burza”. Dowódcy AK nie chcieli walczyć z UPA, by nie trwonić” sił potrzebnych im do walki z Niemcami. Do końca wierzyli, że z banderowcami uda się dogadać. Gdy Polskie Państwo Podziemne podjęło wreszcie interwencję, była ona spóźniona i niewystarczająca. W opinii Zychowicza AK na Wołyniu całkowicie zawiodła.

Tezę przeciwną forsuje Koprowski. W jego ocenie struktury konspiracyjne ZWZ-AK uczyniły wszystko, co w danych warunkach mogły zrobić, dla ratowania życia Polaków zagrożonych ukraińskim ludobójstwem. Książka Koprowskiego podzielona jest na dwie, niezależne części. W pierwszej zarysowuje tło historyczne, przebieg wydarzeń oraz potencjał organizacyjny bojowy Okręgu Wołyń Armii Krajowej. Dowodzi tam, że strukturom wojskowym Polskiego Państwa Podziemnego na Wołyniu brakowało nie tyle woli działania co zdolności operacyjnych. Pomimo tego na miarę możliwości podejmowane były akcje w obronie ludności polskiej. Druga część książki przybliża postacie piętnastu żołnierzy podziemia. Tych, którzy stanęli w obronie mieszkańców polskich wsi, ratując ich przed eksterminacją z rąk Ukraińców. Ich portrety pozwalają spojrzeć z innej perspektywy na temat roli ZWZ-AK na Wołyniu. W kontekście przytoczonych faktów, zdaniem Koprowskiego, AK nie zdradziła Wołynia.

Który z publicystów ma rację? – to już musi rozstrzygnąć sam czytelnik. Na niekorzyść Zychowicza przemawia słabość jego warsztatu. Choć „Wołyń zdradzony” nie urąga metodyce badawczej w tym stopniu co „Skazy na pancerzach”, ma jednak wszystkie wady publicystyki efekciarskiej, obliczonej na sensację. Niedostatków warsztatu historycznego czy wiedzy w przedmiotowym obszarze nie możemy natomiast zarzucić Koprowskiemu. Jako autor ponad 30 prac w tematyce „okołowołyńskiej” porusza się w materii historycznej z nieporównywalnie większą gracją i swobodą niż Zychowicz.  Nie oznacza to jednak, że wszystkie jego tezy należy przyjmować bezkrytycznie. „Armia Krajowa na Wołyniu, czyli zdrady nie było” zdecydowanie za bardzo przypomina hagiografię. O ile więc Zychowicz wciela się w rolę srogiego prokuratora sławiącego bezwzględne zarzuty dowództwu Armii Krajowej, o tyle Koprowski staje się jej dobrotliwym obrońcą, dostrzegającym okoliczności łagodzące nawet w przypadkach wydawałoby się oczywistych błędów czy zaniechań. Tak czy inaczej „Armia Krajowa na Wołyniu” jest pozycją interesującą zarówno dla historyka jak i pasjonata tematu.

Warto tutaj przypomnieć także poprzednią książkę Marka A. Koprowskiego pt. „Kaci Wołynia. Najkrwawsi ludobójcy Polaków”. Wydawałoby się, że temat ukraińskiego ludobójstwa na ludności polskiej jest już publicystycznie wyeksploatowany. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej, nasza wiedza niejednokrotnie ujawnia potężne luki. Często i zasadnie mówimy o „banderowskich mordercach”. Rzadko jednak potrafimy wymienić jakiekolwiek nazwiska poza Banderą, Szuchewyczem czy rzadziej Dmytro Klaczkiwskim (Kłym Sawur), Oblicza zbrodniarzy pozostają w masowej świadomości anonimowe. A przecież to konkretni ludzie podejmowali decyzje. Konkretni ludzie wydawali zbrodnicze rozkazy. I konkretni ludzie mordowali swoich sąsiadów, do niedawna znajomych czy przyjaciół.

W „Katach Wołynia” próżno szukać ociekających krwią opisów zbrodni dokonywanych przez ukraińskich ludobójców. To raczej przegląd życiorysów. Tych mniej znanych, które do tej pory skrywała mgła zapomnienia. Koprowski wskazuje czytelnikowi konkretnych ludzi, odpowiedzialnych za konkretne czyny. Za tortury, śmierć, zniszczenie, za zagładę całych wiosek. Przywraca naszej pamięci czasami straszliwe, a czasami przerażająco zwyczajne sylwetki zbrodniarzy, którzy mieli być wzorem do naśladowania dla Ukraińców. Niektórzy spośród nich także dzisiaj, na współczesnej Ukrainie, są traktowani jak bohaterowie. Koprowski, wielokrotnie chwalony przeze mnie za swój warsztat, i tym razem sięgnął do źródeł ukraińskich, czy wprost – banderowskich. Do wspomnień i meldunków działaczy OUN i bandytów UPA. Spoglądając na te dramatyczne wydarzania nie z perspektywy ofiar, ale z perspektywy katów, wyraźnie dostrzegamy szczegóły ludobójczego planu. Z morderczą premedytacją wdrożonego w życie latem 1943 roku.

Rzeź wołyńska to wciąż niezabliźniona rana naszego narodu. Tym bardziej bolesna, iż nierozliczona i wciąż rozdrapywana. Ludzie odpowiedzialni za skonstruowanie i realizację tego zbrodniczego planu nie byli anonimową masą. Posiadali imiona i nazwiska. Życiorysy. Rysy twarzy. Warto o tym pamiętać, choć to pamięć dla wielu niewygodna. Nie da się jednak budować przyszłości, w tym także dobrosąsiedzkich stosunków, na fałszu. Nie wolno nam w imię doraźnych celów przymykać oka na fałszowanie historii i gloryfikację zabójców. Musimy pamiętać. To nasz obowiązek wobec pokoleń minionych, ale i wobec pokoleń przyszłych. To nasza racja stanu.

Przemysław Piasta

Marek A. Koprowski, „Armia Krajowa na Wołyniu, czyli zdrady nie było”, Replika 2024; Marek A. Koprowski, „Kaci Wołynia. Najkrwawsi ludobójcy Polaków”, Replika 2024

Myśl Polska, nr 29-30 (14-21.07.2024)

Redakcja