FelietonyCios w Europę

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Niezależnie od możliwych scenariuszy, które mogą się rozegrać w najbliższych tygodniach, miesiącach, a może nawet latach na Ukrainie, powoli wyłania nam się obraz tego, kto straci najbardziej na toczącej się obecnie za naszą południowo-wschodnią granicą wojnie. Największym jej przegranym będzie Europa.

Czy może tego jeszcze uniknąć? Tak, ale pod warunkiem radykalnej emancypacji, pozbycia się wpływów zewnętrznych. Cel Anglosasów jest dość czytelny. To stworzenie na Starym Kontynencie płonącej otchłani i krwawiącej rany, czegoś na kształt europejskiego odpowiednika Afganistanu. Temu służyć mają kolejne dostawy broni trafiającej do ukraińskiej armii, grup zbrojnych, a w końcu pewnie też pospolitych band. Nowe Dzikie Pola mają być ogniskiem, od którego płomieni przypiekany będzie – poza Rosją i Białorusią – cały kontynent. Strach ma uzasadniać zgodę na jeszcze większą skalę okupacji Europy przez siły anglosaskie, odgrywające tu rolę podpalacza przedstawiającego się jako najlepszy, jedyny odpowiednio wyposażony strażak w okolicy. Ten amerykańsko-brytyjski strażak zamiast wodą, polewać będzie ogień benzyną. Tak, by pożar trwał w nieskończoność.

Jednocześnie oś Waszyngton-Londyn ciągnąć będzie nasz kontynent w kierunku katastrofy gospodarczej. Odcięcie Europy od Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, przy jednoczesnym przecięciu szlaków tranzytowych z Chin, doprowadzi do całkowitej degradacji ekonomicznej Unii Europejskiej. Po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE zamiar ten również jest aż nadto czytelny. Europę, a przede wszystkim Niemcy, pozbawić trzeba tlenu surowcowego i arterii komunikacyjnych z Azją. Nothing personal, just business. Czy jednak na pewno?

Stosunek Anglosasów do Europy najlepiej odzwierciedlają dwa wydarzenia, o dość odmiennym charakterze, lecz podobnej treści. W 1992 roku, gdy po przyjęciu Traktatu z Maastricht powstawała obecna formuła UE, zastępca sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych Paul Wolfowitz sformułował doktrynę, według której Europa znalazła się wśród strategicznych przeciwników i konkurentów Waszyngtonu. Bez ogródek pisał o konieczności jej osłabienia, a następnie wspierał wszelkie możliwe sposoby siania chaosu na kontynencie i wokół niego.

Amerykańscy neokonserwatyści, których reprezentował, zawarli sojusz z obozem amerykańskich globalistów, dzięki któremu karierę pochodzącego z rodziny polskich Żydów Wolfowitza zwieńczyło stanowisko prezesa Banku Światowego. Jego koncepcję w mniej wyrafinowanych słowach wyraziła pochodząca z rodziny Żydów ukraińskich Victoria Nuland, zastępca sekretarza stanu, która zasłynęła słynną puentą „Fuck the EU”, podczas Majdanu i przewrotu dokonanego w 2014 roku w Kijowie. Prostacka wypowiedź stała się najbardziej skrótowym i dosadnym określeniem stosunku Anglosasów wobec Europy. Nic się nie zmieniło. Słowa Nuland w dalszym ciągu stanowią dewizę amerykańskiej polityki zagranicznej na naszym kontynencie.

Płonąca Ukraina i duszące sankcje mają sparaliżować nasz kontynent. Sprzyjać ma temu samobójcze zachowania władz krajów stanowiących ewidentną piątą kolumnę Anglosasów w Europie, wśród których umieścić można bez wątpienia Polskę, republiki bałtyckie, Rumunię, a ostatnio Czechy. Koncepcja Wolfowitza, Nuland i innych przedstawicieli neokonserwatywno-globalistycznej koalicji zatriumfuje. Rosja zorientuje się na Wschód. Chiny i Indie będą tam samodzielnymi ośrodkami. Jedynym przegranym będzie zaś kontynent, w którego sercu żyjemy.

Tak oczywiście nie musi się stać. Być może postawienie Europy przed śmiertelnym zagrożeniem wywoła w pewnym momencie odruch obronny, szczególnie ze strony najpotężniejszego, niemieckiego lobby przemysłowego. Pierwsze jaskółki tej tendencji można już usłyszeć z ust Olafa Scholza i Emmanuela Macrona, coraz częściej mówiących o konieczności strategicznej samodzielności obronnej UE. Od deklaracji droga do czynów może być jednak daleka. Obecny kryzys powinien, mimo wszystko, utwierdzić ludzi myślących w przekonaniu, że wszystkie problemy naszego kontynentu, od wojen jugosłowiańskich po konflikty postradzieckie, wynikają z obecności Anglosasów w naszym europejskim domu. Trzeba ich w końcu stąd wyprosić, niczym rozrabiającego na rodzinnym przyjęciu, niespokrewnionego z nami i obcego nam gościa.

Mateusz Piskorski

Myśl Polska, nr 15-16 (10-17.04.2022)

Redakcja