Felietony„Zachód jest parszywieńki”

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Adam Wielomski: „Ukraina została złożona na ołtarzu współpracy Francji i Niemiec z Rosją” – ogłosił w trzecim tygodniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę były szef MSZ Jacek Czaputowicz.

Przyznam, że nie tyle zaskoczyła mnie ta wypowiedź, przecież jest prawdziwa, lecz jej ton. Zawarte w niej zdziwienie. Wszyscy znamy tenże Zachód i chyba wszyscy zgadzamy się ze znanym powiedzeniem Józefa Piłsudskiego, że „Zachód jest parszywieńki”. Francuzi i Anglicy zostawili nas w 1939 roku w Abeville, a potem Anglicy i Amerykanie sprzedali nas w Teheranie i w Jałcie. Dlaczego w 2022 roku miałby się ten Zachód zachować inaczej w stosunku do Ukrainy, niż do tej pory zachowywał się w stosunku do Polski?

Strategia mocarstw zachodnich w stosunku do państw pomiędzy Niemcami a Rosją zawsze była taka sama: namówić do walki, poprzeć ciepłymi słowami, a potem walczcie. W ten sposób państwa zachodnie a to kupowały czas na własne zbrojenia, a to patrzyły jak kraje we wschodniej Europie broniąc się wykrwawiają przeciwnika. To, co w 1939 roku Zachód zrobił z Polską, udzielając jej sławetnych gwarancji, teraz powtórzył z Ukrainą. Zachęcił do walki Ukraińców, aby Rosjanie jak najdłużej ugrzęzli między Kijowem a Donieckiem, aby ponieśli jak największe straty, aby byli po tej wojnie słabsi. Ale realnie nie pomoże, ponieważ woli z osłabioną wojną Rosją handlować. Rosja będzie słabsza? To bardziej będzie potrzebowała twardej waluty, a więc ropę i gaz sprzeda w większej ilości i za mniejsze pieniądze. Być może, że w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu i Berlinie uznano, że Polska jest częścią Zachodu, przyjęto ją więc do NATO i zdecydowano, że w razie czego będzie broniona. Ukrainy nie uznano za państwo należącego do „towarzystwa”, dlatego jest ona wspomagana słownie, nieco dozbrajana, aby mogła osłabić Rosję, ale nic więcej. „Zachód jest parszywieńki”. Tego do dziś nie rozumie się w Polsce i pomimo tylu doświadczeń historycznych Jacek Czaputowicz uznał swoje odkrycie za szokujące… Autentyczny zbiorowy polski fenomen psychologiczny: nie postrzegać świata takim, jakim on jest, po tylu własnych fatalnych doświadczeniach.

Magdalena Ziętek-Wielomska: Do wydarzeń przez Ciebie wymienionych można by jeszcze dodać także Węgry w 1956 r., a także wcześniejszą operację CIA i organizacji Gehlena Splinter Factor. A także cofnąć się do okresu rozbiorów czy też reakcji zachodnich mocarstw na nasze powstania, w których często zresztą obce siły macały swoje paluchy. Sprawa powstania warszawskiego i oczekiwanej pomocy ze strony Aliantów też tutaj może być wymieniona. Wiara współczesnych Polaków w świętość Zachodu jest czymś po prostu trudnym do wytłumaczenia. Jeszcze nasi romantycy przyjmowali do wiadomości, że Zachód to zły i obłudny materializm. Wymyślili sobie jednakże, że musimy umrzeć i zmartwychwstawać niczym Chrystus, by tenże Zachód obudził swoje sumienie i wyzwolił się ze swoich przewinień.

Jeszcze w okresie międzywojennym w polskich środowiskach patriotycznych toczyła się dyskusja na temat tego, że różne zachodnie i wschodnie materializmy wezmą się za łby i moralnie się zdyskredytują, dzięki czemu miała się otworzyć przestrzeń dla rozwoju prawdziwego ducha. Po wojnie przyszło na chwilę otrzeźwienie, po tym jak się wcześniej nagle gen. Sikorskiemu zmarło, polscy obrońcy Anglii musieli pracować jako robotnicy fizyczni a enigmę rozszyfrował rzekomo wywiad brytyjski. A w Norymberdze Niemcy byli sądzeni za zbrodnię katyńską… Zmiana tego obrazu Zachodu oczywiście przyszła wraz z propagandą tworzoną w Waszyngtonie, Berlinie czy Paryżu w latach 80tych, kolportowaną po Polsce przez środowiska opozycyjne, które były przekonane, że walczą o wolną Polskę… A to był początek końca narodu polskiego, gdyż wtedy zaczęło się wielkie podmienianie kodu kulturowego Polski na jego imitację z dużym profesjonalizmem tworzoną w ośrodkach amerykańskich, niemieckich i innych. Tragiczne skutki tej podmiany dziś odczuwamy.

Myśl Polska, nr 13-14 (27.03-3.04.2022)

Redakcja