Wszystko to, co widzimy, słyszymy i czujemy wnika w nas i wpływa na nasze życie. Ta, wydawałoby się banalna prawda, często jest przez nas w ogóle niedostrzegana. Na ogół godzimy się, aby zalewały nas fale negatywnych komunikatów, odpychających obrazów i hałaśliwych dźwięków. Nie chronimy też przed nimi naszych bliskich, a nawet dzieci.
Gdzie się podział nasz instynkt samozachowawczy? A przecież chodzi o rzecz najważniejszą. O nasze zdrowie i życie. Godzimy się na to wszystko, bo myślimy – tak nas przecież uczono – że istnieje jakaś wszechwładna, „obiektywna” rzeczywistość, na którą nie mamy wpływu, więc musimy ją znosić. Tylko, co to ma wspólnego z tak okrzyсzaną i pożądaną „wolnością” i z drugiej strony jaki ma związek z tak zwaną „wolnością słowa”? Gdzie jest miejsce na nasz osobisty wybór, jeżeli nie mamy świadomości czemu jesteśmy poddani.
Zalew informacji antykulturotwórczej
Tymczasem, znaleźliśmy się w tumanie chaotycznej, zewsząd nacierającej informacji, której prawdziwa „wartość informacyjna” jest wątpliwa, ponieważ nie jest ona rzetelnym opisem warunków otaczającej rzeczywistości. Jest raczej elektronicznie powielanym, bezładnym szumem, stwarzającym pozory rzeczywistości. Ten informacyjny melanż nazywa się często „rzeczywistością wirtualną”. Nie ma ona wiele związku z naturą rzeczywistości i faktycznymi warunkami i wydarzeniami, które zachodzą w świecie. Obrazy i słowa sprzedaje się jak pospolite towary. Stanowi to więc zaprzeczenie roli informacji jako czynnika kulturotwórczego w organizacji społecznej. Można by powiedzieć, że nie zauważyliśmy, kiedy informacja krążąca w obiegu społecznym przestała pełnić swoją właściwą, konstruktywną rolę, oderwała się od życia i zaczęła funkcjonować „autonomicznie”, jak legendarny „dżin, wypuszczony z butelki”, powodując zagrożenie cywilizacyjne.
Z czym więc mamy do czynienia? Z burzliwym rozwojem wszelkich mediów, czyli środków tworzenia, przechowywania i przekazywania informacji z zastosowaniem wysokiej techniki mikroprocesorowej (high tech), o niewyobrażalnych wprost możliwościach miniaturyzacji i multiplikacji. Jednocześnie następuje stały wzrost pojemności informacyjnej. Stale wzrasta liczba wszelkiego rodzaju publikacji. Już pod koniec ubiegłego wieku obliczano, że jeżeli liczba nowych informacji w dziedzinie nauki i techniki się podwoi, to w tym samym czasie ogólna liczba publikacji wzrośnie trzydziestokrotnie. Przy czym prognoza ta nie obejmowała jeszcze Internetu, generującego wielką ilość danych, więc ten przewidywany wzrost był mocno niedoszacowany. Teraz jednak mamy do czynienia z techniką informacyjną, nieporównywalną z niczym, co było wcześniej. Przykładowo, w 2008 roku ludzkość wyprodukowała 300 miliardów gigabajtów danych – to jest więcej niż przez poprzednich 40 tys. lat istnienia naszej cywilizacji („Fokus”, nr 05/272, 2018).
Cała ta technologia informatyczna stosowana jest obecnie w produkcji rozmaitych dóbr. Jest również powszechnie dostępna do użytku prywatnego każdego obywatela. Tylko pytanie, czy potrafi on posługiwać się nią tak, by przynosiła mu pożytek, a nie uszczerbek. I czy jest odpowiedzialny za komunikaty, które sam tworzy i wprowadza do sieci? Niestety, życie dostarcza nam przykładów, że tak nie jest: w czasie kampanii wyborczej na prezydenta USA, świat obiegła wiadomość, że papież Franciszek udzielił swojego poparcia Donaldowi Trumpowi. Kiedy próbowano sprawdzić, skąd wzięła się ta informacja, okazało się, że wygenerowali ją młodzi ludzie z Macedonii, którzy założyli internetową agencję informacyjną. Zapytani o motywację swojego wyczynu, wyjaśnili, że informacja się „dobrze sprzedawała”. Podobnych przypadków jest coraz więcej.
„Pomieszanie światów”
Jest to kolosalna zmiana w sferze społecznego obiegu informacji – tworzenia, przesyłania i odbioru, jaka nigdy dotychczas nie miała miejsca. Przy tym powiązana z wytwarzaniem i konsumpcją powszechnych dóbr społecznych, zarówno w sferze materialnej, jak i mentalnej. Jest to zmiana tak zasadnicza, że nie nadąża za nią indywidualny rozwój postrzegania, rozpoznawania i ewaluacji tych wytworów, ponieważ społeczeństwo nie jest do tego przygotowane przez odpowiedni system edukacji. Do tej pory jeszcze go nie wytworzyło. Prowadzi to w prostej linii do narastania informacyjnego chaosu, swoistego pomieszania światów: świata realnego i świata wirtualnego. Przede wszystkim, nie można już udawać, że nie widzimy jak w tym chaosie gubią się dotychczas funkcjonujące normy, chwieją wartości i rozmywają zasady życia wspólnoty. To właśnie przeżywamy teraz. I to jest nasz problem do rozwiązania, ludzi żyjących „tu i teraz”.
Zasadniczą przyczyną społecznej dezorientacji jest właśnie chaos informacyjny, powodowany wpuszczaniem przez media do obiegu informacyjnego nieadekwatnej informacji, a raczej dezinformacji. Polega to m.in. na wybiórczym podawaniu faktów, celowym ich zestawianiu, które sugeruje odbiorcy zaplanowane przez nadawcę skojarzenia. Polega też na interpretowaniu wydarzeń w sposób podporządkowany celom propagandowym. Skutkiem tego, większość społeczeństwa postrzega świat w nieprawdziwy sposób, przy tym w absolutnym przekonaniu, że widzi świat prawidłowo. Przecież zgodnie z otrzymaną informacją! Mało kto zastanawia się nad tym, czy informacja jest rzetelna. Stan taki w przeważającej mierze nie jest przypadkowy, lecz zgodny jest z zamierzeniem ośrodków sterujących, które generują, przykrojoną dla własnych celów informację. Szczególnie wyraźnie jest to widoczne, kiedy porównamy schematy informacyjne jakoby niezależnych środków masowej informacji w różnych krajach UE, w których identycznie są naświetlane wydarzenia polityczne, co wskazuje na wspólne źródło tych komunikatów. Ta identyczność nie świadczy jednak o tym, że wszędzie „fakty” są tak trafnie interpretowane. Okazuje się, że naoczni świadkowie i uczestnicy tych wydarzeń często przedstawiają je całkiem odmiennie. W konsekwencji dzieje się tak, że ludzie reagują nie na autentyczne wydarzenia i realne procesy lecz na informację, którą otrzymują. Na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 2015 roku jeden z przedstawicieli, w dyskusji na temat kreowania informacji wyraził się, że „to, jak się postrzega rzeczywistość jest ważniejsze od samej rzeczywistości!”. I , w istocie, system mediów nader często sugeruje odbiorcy jak ma postrzegać wydarzenia, zamiast dostarczać rzetelne informacje o przebiegu wydarzeń.
Zgodnie z właściwościami naszych systemów neuronalnych i ich funkcji percepcyjnych, reakcja na fałszywy obraz i fałszywą informację jest taka sama, jakby była ona prawdziwą. Szczególnie gdy informacja wzbudza i podtrzymuje w ludziach silne skojarzenia emocyjne, sięgające w podświadomość. W ostatnim dwudziestoleciu wielokrotnie były w obiegu medialnym przedstawiane fałszywe, inscenizowane obrazy, które miały wzburzyć odbiorców i wywołać ich protesty, szczególnie w kontekście toczących się wojen. Podawane były również jako prawdziwe, fałszywe statystyki, na przykład liczby zabitych i rannych.
Mistyfikacja
Wszystko to składa się na gigantyczną mistyfikację informacyjną i pociąga za sobą poważne skutki psychologiczne, wzmagając patologię życia społecznego. Odbierane jest również jako duży dyskomfort w życiu każdego z nas. Kiedy przyjmowane za dobrą monetę nieprawdziwe informacje powodują nasze chybione reakcje, tracimy wiarę we własne umiejętności pojmowania i własne zdolności adaptacji do sytuacji życiowych i w ogóle w społeczności. Trudno nam funkcjonować w rodzinie, szkole, w pracy. W przypadku informacji fałszywej powstaje dysfunkcja percepcji i reakcji. W konsekwencji wzrasta poczucie chaosu, zagubienia i bezsensu.
Ogólnie wiadomo, że w obecnej epoce mamy do czynienia z wielością zmian we wszystkich dziedzinach życia, co postrzegamy jako znaczne przyspieszenie tempa życia. Wymaga to od nas dużej elastyczności w działaniu. Rzecz w tym, aby te zmiany były świadomie postrzegane, zgodnie z ich realnym przebiegiem. Jedynie wtedy może pojawić się adekwatna reakcja na to, co się wydarza. Nawet w przypadku dobrej, nie zafałszowanej informacji, która trafia do nas ze środowiska, dostatecznie duży jest trud jej analizowania, przetwarzania i wyboru najkorzystniejszych zachowań adaptacyjnych. W przypadku jej chaotycznego nadmiaru i przekłamań, orientacja jest prawie niemożliwa. Tymczasem informacje, którymi nasycana jest sfera życia społecznego poprzez oficjalnie funkcjonujący system mediów są co najmniej nieadekwatne do zachodzących wydarzeń i naturalnych procesów, często całkowicie oderwane od rzeczywistości i konceptualnie sztuczne. Poprzez nieograniczoną multiplikację i propagację, wykorzystującą nowe środki techniczne, zmieniony jest obraz rzeczywistości do tego stopnia, że ludzkie reakcje adaptacyjne stają się całkowicie nietrafne i prowadzą do katastrof osobistych i społecznych. Bez przesady, można powiedzieć, że powstaje zagrożenie dla przetrwania naszego gatunku. Nigdy jeszcze w dziejach zwielokrotnione kłamstwo nie było tak groźne w skutkach, jak obecnie.
Brak reakcji
Dlaczego nie ma odpowiedniej reakcji społecznej na to poważne zagrożenie? Ponieważ tak samo, jak nie zastanawiamy się nad tym dlaczego oddychamy i jak to robimy, nie zastanawiamy się również nad tym, jak przyjmujemy informacje z otoczenia i jak na nie podświadomie reagujemy. Tymczasem, zarówno oddychanie, jak i przyjmowanie informacji z otoczenia, to podstawowe warunki naszego istnienia, przetrwania i adaptacji w środowisku. W taki właśnie sposób funkcjonujemy w środowisku przyrodniczym i społecznym, jesteśmy włączeni w „całość”, w nieustannym procesie adaptacji.
Według naszej wiedzy antropologicznej, człowiek współdziałając w zmiennym otoczeniu stale przyswaja informacje o jego uporządkowaniu i przetwarza je właśnie dla celów zachowawczych i reprodukcyjnych. Informacja zaś powoduje wzbudzanie ośrodków napędów emocyjnych, powodujących odpowiednią reakcję. Na przykład, gdy odbieramy informację o zagrożeniu, naszymi reakcjami w tej sytuacji steruje podprogowo ciało migdałowate mózgu, omijając myślenie i racjonalne podejmowanie decyzji, a naszemu ciału wysyła komunikat: broń się, albo uciekaj! Czyli pobudza układ mięśniowy do działania, zmuszając go niejako do ruchu.
Obecnie sytuacja przedstawia się niepokojąco, gdyż współczesna sieć mediów, nieustannie oddziałujących na masowego odbiorcę, stanowi zagrożenie dla dalszej ewolucji psychonerwowej człowieka ze względu na następujące konsekwencje (według antropologa Andrzeja Wiercińskiego): „ – zalew różnorodnej informacji w polu świadomego jej przetwarzania, – destabilizację intuicji pojęciowych, ich rozmycie znaczeniowe i rozkojarzenia werbalne i obrazowe, powodujące dysonans poznawczy, tj. stan napięcia pojawiający się wtedy, gdy między nastawieniami poznawczymi (wiedza, poglądy, przekonania) występuje rozdźwięk i brakuje spójności, – uwstecznienie funkcji organizowania informacji w osobnicze, zwarte systemy w korowych polach gnozji wzrokowej i pojęciowej, – uwstecznienie naturalnej funkcji świadomej pamięci wskutek jej stałego odciążania przez techniczne środki zapisu”.
Kreacyjna moc słowa
Musimy więc uświadomić sobie i pamiętać w jaki sposób funkcjonujemy. Tym bardziej, że właśnie w naszej epoce, jak pisał profesor Antoni Kępiński, „ewolucja człowieka dotyczy przede wszystkim jego form funkcjonalnych… A z form funkcjonalnych rozwijają się przede wszystkim te, które dotyczą wymiany informacji z otoczeniem, czyli tzw. metabolizmu informacyjnego” (A. Kępiński, Rytm życia, Kraków 1994). Nieustannie więc przyjmujemy informację z otoczenia, przy czym w otoczeniu społecznym ma ona w przeważającej mierze charakter językowy, a więc budowana jest na słowie. Słowo zaś przez skojarzenia wywołuje wyobrażenia i emocje. Mowa, słowo pisane, a także inne środki komunikacji symbolicznej wiążą ludzi i „przymuszają” ich do działań, najczęściej nie w pełni uświadamianych. Wynika z tego nieodparty wniosek, że właśnie słowo kieruje czynem. Zapoczątkowuje ono w nas proces kojarzenia i wszystko, co potem przejawi się w naszej reakcji. Powinniśmy o tym dobrze wiedzieć, bo we wszystkich mądrych przekazach kulturowych, od starożytności, mowa jest w wielu miejscach o znaczeniu słowa, o jego sile sprawczej i o niezbędnej odpowiedzialności w używaniu słowa. Na przykład w Biblii, wielokrotnie mówi się o kreacyjnej mocy słowa. Co więcej, tak zaczyna się Ewangelia św.Jana: „Na początku było słowo, a słowo było u Boga i Bogiem było słowo i bez niego nic się nie stało, co się stało”. Zaś z dziesięciorga przykazań wiemy, że równie ciężko możemy grzeszyć „myślą, słowem i uczynkiem”. Ogólnie wiemy, że złe słowo może powodować krzywdę – niszczyć zdrowie i życie drugiego człowieka. „…słowem złym zabijasz tak, jak nożem” – to fragment pieśni Czesława Niemena „Dziwny ten świat”.
Isokrates, grecki filozof i pedagog starożytności, który przywiązywał wielką wagę do słowa i podporządkowywał je kryteriom moralnym, powiedział: „Siła słowa jest tak wielka, że zdolna jest duże uczynić małym, małe przedstawić jako ogromne, rzecz dawno znaną wszystkim wyrazić inaczej, a rzeczy nowe przedstawić na starą modłę”.
Tymczasem pozwoliliśmy, aby „słowo” w naszym życiu społecznym „wyrwało się spod kontroli” i zaczęło funkcjonować jakby autonomicznie. Często trudno już ustalić, kto jest odpowiedzialny za słowo kreowane w biegu wydarzeń i wprowadzane do społecznego obiegu informacji. A przecież to właśnie słowo przesądza o tym, jak widzimy nasz świat i wpływa na formowanie nastrojów i opinii społecznych. Teraz, jak to staje się coraz bardziej widoczne, z powodu złego, nieadekwatnego myślenia i nadużycia słowa narasta chaos, który prowadzi do degradacji wszelkich struktur społecznych, od rodziny począwszy, poprzez państwa, aż do ładu światowego włącznie.
Rola autentycznego dziennikarstwa
Istnieje więc wzrastające niebezpieczeństwo destrukcji, natomiast nie pojawiają się wyraźne reakcje obronne i starania wyjścia z sytuacji informacyjnego kryzysu. Oznacza to, że zjawisko nie jest uświadamiane, nie jest rozpoznane i właściwie zdiagnozowane. Konieczny jest wzrost świadomości w odpowiedzi na zagrożenie całkowitym chaosem, powodującym uciążliwy dyskomfort każdego z nas i wszystkich razem wziąwszy. Ignorancja może nas zgubić. Dominująca funkcja obiegu informacji w naszej epoce musi doprowadzić do wzrostu odpowiedzialności za generowaną i rozpowszechnianą informację czyli poszanowanie prawdy. Okrzyczany „ideał wolności słowa”, od dawna już stał się pustym frazesem i służy wyłącznie do manipulacji. Na nowo trzeba przemyśleć o jaką wolność tu chodzi i czy w ogóle można mówić o „wolności słowa” bez odpowiedzialności za słowo. Jeżeli natomiast informacja medialna często steruje naszymi reakcjami, poza naszą świadomością, to jak w ogóle można mówić o wolności. Gdzie tu jest miejsce na wybór świadomej reakcji? Wybór może być wolny, tylko wtedy, kiedy jest świadomy.
I tak, dochodzimy do konkluzji, że bez wiedzy na temat naszej własnej natury i bez świadomości jak funkcjonujemy w otoczeniu informacyjnym, możemy uzyskać tylko złudzenie wolności, ponieważ, jak wyżej ukazano, to nie my kierujemy świadomie naszymi reakcjami. Są one bardzo często celowo wywoływane przez narzucane informacje, omijając nasze myślenie i świadome decyzje. Wyjście z tej opresyjnej sytuacji jest możliwe tylko poprzez wzrost świadomości społecznej i indywidualnej każdego członka społeczności.
Wymiana informacji z otoczeniem jest podstawową naszą funkcją życiową podobnie jak oddychanie. Wszelka informacja, którą przyjmujemy ma wpływ na nasze zachowanie i myślenie. Obecnie, w erze informacyjnej bardzo ważne jest jaką informację przyjmujemy. Musimy więc dołożyć starań, aby wpływać na jakość przekazu medialnego oraz nauczyć się usuwać spod zalewu informacji w razie konieczności. Domagać się od dziennikarstwa etycznej, wysokiej jakości pracy, ponieważ jest to zawód doniosły społecznie. W dużej mierze zależy od niego jakość naszego życia i pomyślność struktur społecznych. Nieustannie trzeba wszelkimi sposobami dopominać się o rzetelność i prawdziwość informacji, a przede wszystkim o odpowiedzialność za słowo.
Barbara Krygier
(Międzynarodowa Akademia Słowiańska)