Dziś na czołówkach wszystkich serwisów informacyjnych przeważają wieści z Ukrainy. Informacje, które dobiegają do nas z obszaru walk, są w najlepszym stopniu niekompletne, jeszcze częściej zwyczajnie niewiarygodne. Nic w tym dziwnego. Wojna informacyjna już od dekad stanowi nieodłączną część właściwych działań zbrojnych. Dlatego zamiast ekscytować kolejnym doniesieniami z frontu walk proponuje zadać sobie pytanie dlaczego w ogóle do owych walk doszło.
Jeszcze na początku tego tygodnia, podobnie jak wielu niezależnych publicystów, byłem przekonany, że Rosja nie zdecyduje się na militarne rozstrzygnięcie konfliktu z Ukrainą. Zresztą przeświadczeniem tym dzieliłem się z Państwem w sposób otwarty. Przekonanie to nie opierało się bynajmniej na deklaracjach zantagonizowanych stron. Te zawsze należy traktować z najwyższą ostrożnością. Wywodziłem ten wniosek z analizy potencjalnych korzyści i ryzyk związanych z ewentualną interwencją militarną. Z rosyjskiej perspektywy strategicznej zasadne było zajęcie zbuntowanych republik pokojowo, co powoli następowało. Dopiero w kolejnym kroku nastąpić miała dalsza destabilizacja Ukrainy i jej ewentualna częściowa aneksja. Fakt, że Rosjanie postąpili w sposób gruntownie odmienny od przewidywanego oznacza, że nasze analizy oparły się na błędnych przesłankach.
Rzecz jasna histeryczne i infantylne „przemyślenia” na temat tego jak to niebezpieczny psychopata Putin podpala świat właśnie dlatego, że jest niebezpiecznym psychopatą możemy włożyć między bajki. Po pierwsze Rosja nie jest zarządzana jednoosobowo. Putin to nie Stalin. W Rosji, podobnie jak w każdym dużym państwie kluczowe decyzje podejmuje „deep state”. Mają więc one charakter kolegialny, choć rzecz jasna nie demokratyczny. Zresztą niezależnie od obecnej histerii Putin do tej pory jawi się jako polityk racjonalny (to nie ocena moralna ale funkcjonalna). Musimy zatem przyjąć założenia, że Rosja odmiennie niż my postrzegała ryzyko operacji ukraińskiej.
Putin i jego otoczenie najwyraźniej musieli wiedzieć, że zachód pozostanie bierny. Do takiego wniosku mogli dojście samodzielnie, np. na podstawie danych pozyskanych metodami wywiadowczymi. Nie ulega przecież wątpliwości, że rządzący Rosją posiadają dostęp do szczegółowych portretów i profili psychologicznych najważniejszych światowych przywódców.
Jest też jednak znacznie mroczniejsza alternatywa: nie musieli domniemywać, gdyż mieli pewność. Dostali nieformalne zielone światło do interwencji, byli więc świadomi faktycznej bezkarności swoich działań. Wobec postawy części państw europejskich ten scenariusz jawi się jako wysoce prawdopodobny.
Niezależnie jednak od kierujących nimi przesłanek Rosjanie mieli rację. Społeczność międzynarodowa po raz kolejny udowodniła swoją indolencję. Poza pompatycznymi gestami i pustymi deklaracjami oburzenia Zachód nie zrobił w tej sprawie nic. Ursula von der Leyen w geście solidarności z Ukrainą podświetliła ukraińskimi barwami gmach Komisji Europejskiej. To musiało wstrząsnąć decydentami na Kremlu. Jeśli ten stanowczy gest nie podziała być może UE zdecyduje się na bardziej radykalne kroki. Kto wie, może w ruch pójdzie nawet kolorowa kreda.
W tym aspekcie nasze przewidywania sprawdziły się w pełni. W sytuacji pełnowymiarowego konfliktu Ukraina została pozostawiona sama sobie. Niech będzie to dla nas cenna lekcja. Kolejnej już nie dostaniemy.
Przemysław Piasta
Przemysław Piasta
Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.