PublicystykaJak zakończyć kryzys białoruski?

Wspomoz Fundacje

Głęboki kryzys w relacjach między sąsiednimi państwami z definicji jest sytuacją nadzwyczajną. Rzecz ma się nie inaczej w przypadku obecnego kryzysu polsko-biołoruskiego. Jeśli byśmy jednak odłożyli na chwilę, naturalne przecież w takiej sytuacji emocje, zarówno geneza obecnego napięcia jak i przebieg wydarzeń, ułożą się w ciąg czytelnych i racjonalnie powiązanych ze sobą zdarzeń i związków przyczynowo skutkowych.

Nie budzi szerszych wątpliwości, że obecnie to Białoruś podejmuje działania wrogie wobec Polski. My, obywatele Polscy, zostaliśmy postawieni w sytuacji de facto bezalternatywnej. Wobec presji zewnętrznej na granice RP, jesteśmy winni bezwzględną lojalność swojemu państwu. Niezależnie od przebiegu zdarzeń i racji obu stron sporu.

By jednak zrozumieć istotę obecnego konfliktu musimy przyjrzeć się jego genezie, bez zniekształcających rzeczywistość okularów „patriotycznej” propagandy. Za rozpoczęcie  kryzysu relacji dwustronnych odpowiada bezsprzecznie strona Polska. Wieloletnie wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Białorusi, produkcja antyrządowej propagandy przez opłacaną z kieszeni polskiego podatnika TV Biełsat, a nawet wykorzystywanie w politycznych rozgrywkach białoruskich Polaków było długo tolerowane przez władze w Mińsku. Znaczenie geopolityczne Warszawy i wspólne interesy sprawiały, że aspekt pragmatyczny wygrywał na Białorusi z aspektem emocjonalnym. Dlatego pomimo kolejnych fal ocieplania i ochładzania wzajemnych relacji, utrzymywały się one na zasadniczo poprawnym poziomie.

Sytuacja zmieniła się diametralnie latem 2020 roku, kiedy Polska podjęła nieudaną próbę ingerencji w wynik wyborów na Białorusi. Nie potrafię zdefiniować jakie cele przyświecały ówczesnemu działaniu władz Polski. Jeśli pomiędzy „bajki dla maluczkich” włożyć wszelkie strzeliste, prometejskie deklaracje o walce z dyktaturą i budowie demokracji, pozostaje przyjąć, że Polska realizowała wówczas interes strategiczny swojego głównego sojusznika. Abstrahując od oczywistej oceny takiego postępowania należy zauważyć, że na tym etapie kryzysu inicjatywa leżała po stronie polskiej. To polskie służby specjalne roztaczały opiekę operacyjną nad anty-łukaszenkowskimi działaczami białoruskiej diaspory. To Polska obok Litwy zapewniała wsparcie dla Swiatłany Cichanouskiej, uznając ją nawet za prawowitego prezydenta Republiki Białorusi.

Okres od jesieni 2020 do wiosny 2021 nacechowany był biernością strony polskiej. W tym czasie sytuacja na Białorusi została w pełni ustabilizowana przez administrację prezydenta Łukaszenki. Wobec biernej postawy Polski inicjatywa zaczęła się przesuwać na stronę białoruską. Symboliczną cezurą jest tutaj zmuszenie do lądowania na lotnisku w Mińsku samolotu Ryanair i aresztowanie opozycyjnego blogera Romana Protasiewicza. To zdarzenie miało zresztą szerszy wymiar międzynarodowy. W anglojęzycznych mediach zostało przedstawione jednoznacznie jako porwanie samolotu. Doprowadziło to do zmiany postrzegania Aleksandra Łukaszenki przez opinię publiczną państw zachodnich z pozycji umiarkowanie negatywnych na pozycje skrajnie negatywne, stawiając go w jednym rzędzie z Saddamem Huseinem czy Muammarem Kaddafim. Jeśli przyjąć założenie, że naczelnym determinantem polityki zagranicznej Aleksandra Łukaszenki było utrzymanie niepodległości Białorusi poprzez manewrowanie pomiędzy Moskwą a Zachodem, incydent z samolotem Ryanair należy uznać za poważny błąd administracji prezydenta.

Od wspomnianego incydentu rozpoczął się okres inicjatywy strony białoruskiej. Co ciekawe pierwotnie fala tak zwanych „uchodźców” została skierowana w kierunku granicy z Litwą. Nadaje to nieco inny kontekst padającym wówczas publicznym deklaracjom Aleksandra Łukaszenki o woli podjęcia rozmów ze stroną polską. W ten sposób prezydent Białorusi okazując wolę przełamania impasu pokazywał jednocześnie, że dysponuje instrumentami uciążliwego nacisku na partnera. Wobec braku reakcji z Warszawy nad polską granicę najpierw małymi grupkami, potem coraz szerszym potokiem zaczęli napływać migranci z Bliskiego Wschodu i Afryki.

Strona polska zaskakująco sprawnie opanowała sytuację polityczną w kraju zawężając pole działania zanarchizowanej opozycji. Wprowadzenie stanu wyjątkowego skutecznie zakończyło cykl incydentów wywoływanych przez polityków opozycji i antyrządowo nastawionych celebrytów. Rozstawianie prowizorycznej bariery granicznej i sprawne działanie służb ograniczyło do minimum przepuszczalność granicy. W działaniach obu stron nastąpił faktyczny pat.

Próba jego przełamania poprzez fizyczne forsowanie granicy była skazana na niepowodzenie. Choćby dlatego, że utrzymywanie stałego i realnego, choć obiektywnie niewielkiego, zagrożenia na granicy państwa leży w interesie rządzących. Pozwala im liczyć na zjednoczenie większości narodu wokół władzy, do jakiego dochodzi najczęściej w sytuacji zagrożenia zewnętrznego. Scenariusz taki ułatwiła zresztą także opozycja, przyjmując pierwotnie wobec problemu całkowicie destruktywną postawę.

Zanim przejdziemy do omawiania zdarzeń bieżących i przyszłych warto na chwilę pochylić się nad celami, które przyświecają akcji strony białoruskiej. Pierwotnie były to prawdopodobnie cele o charakterze konstruktywnym. Intencją Białorusi było zmuszenie Polski do rozpoczęcia rozmów dwustronnych, cofnięcia sankcji i rozpoczęcia współpracy gospodarczej. Ten ostatni czynnik był szczególnie istotny w kontekście białoruskiej polityki równoważenia wpływów. Wobec fiaska próby porozumienia z Warszawą nastąpiło dalsze geopolityczne przesunięcie Białorusi w kierunku wschodnim. Natomiast działania w ramach konfliktu bilateralnego przybrały charakter rewanżu oraz presji migracyjnej ukierunkowanej na pozyskanie korzyści politycznych i militarnych. Jest to przyjęcie modelu ekspansywnej polityki zagranicznej, stosowanego od lat z dobrym skutkiem przez Turcję.

Tak oto przechodzimy do 9 listopada Anno Domini 2021. Po obu stronach granicy kłębią się tłumy ludzi. Po stronie polskiej to rzecz jasna pogranicznicy, policja i wojsko. Po stronie białoruskiej oprócz tychże także kilkutysięczny tłum imigrantów. Działania operacyjne obu stron stanowią poważne obciążenie dla budżetów, przy czym w kontekście dysproporcji wielkości PKB na dłuższą metę obciążenie to będzie znacznie bardziej odczuwalne dla strony białoruskiej. Biorąc pod uwagę niniejszy fakt oraz nieuchronnie zbliżające się przymrozki w interesie Mińska jest stosunkowo szybkie przerzucenie migrantów na stronę Polską/unijną. W innym wypadku staną się oni jedynie obciążeniem. Z punktu widzenia władz Białorusi istnieją trzy sposoby odzyskania inicjatywy i korzystnego rozwiązania sporu.

Pierwszy, to doprowadzenie do siłowego przejścia granicy. Wobec zdecydowanej postawy strony polskiej ten scenariusz wydaje się mało prawdopodobny. Scenariusz drugi sprowadza się do wytworzenia warunków klęski humanitarnej bądź zbudowania w oczach światowej opinii publicznej przeświadczenia o zaistnieniu takich warunków. Może to doprowadzić do międzynarodowej lub unijnej presji na polski rząd i pozwolić na realizację celów polityki białoruskiej. Scenariusz trzeci to dyplomatyczne porozumienie na linii Białoruś – UE z pominięciem strony polskiej. W zamian za opanowanie sytuacji Białoruś może zażądać od UE gratyfikacji finansowych, na wzór turecki. Przypominam, że po ostatniej fali migracji, w marcu 2016 roku doszło do porozumienia między Turcją a Unią Europejską. W jego ramach Ankara otrzymała 6 mld euro w postaci unijnego Instrumentu Pomocy dla Uchodźców w Turcji. Oczywiście prawdopodobne jest równoczesne użycie elementów wszystkich wskazanych scenariuszy.

Wobec takiego określenia potencjalnych działań strony przeciwnej cele Polski definiują się niejako automatycznie. Są nimi odpowiednio: niedopuszczenie do przerwania granicy, niedopuszczenie do wytworzenia się stanu klęski humanitarnej oraz pozyskanie środków wspólnotowych na ochronę granicy zewnętrznej UE. Pamiętajmy jednak, że przyjęcie postawy reaktywnej i oczekiwanie na ruch antagonisty jest najprostszą drogą do przegrania konfliktu. Dlatego powinniśmy natychmiast przystąpić do budowy ogrodzenia, nie tylko na granicy z Białorusią ale na całej wschodniej granicy RP. Jest oczywiste, że w przypadku gdy „uchodźcy” z użytecznego dla Mińska narzędzia staną się obciążeniem, w czarodziejski sposób przemieszczą się na terytorium Ukrainy. Stąd już na własną rękę, przy pomocy życzliwych miejscowych, podejmą próbę dostania się na teren UE.

Niezależnie jednak co o istocie przedmiotowego sporu sądzą nasi politycy i na ile skuteczne działania zaradcze są w stanie podjąć nie ma możliwości deeskalacji przedmiotowego konfliktu na drodze innej niż dyplomatyczna. W innym wypadku grozi nam dalsza eskalacja, aż do doprowadzenia do stanu pełnej wrogości pomiędzy obydwoma państwami. Niestety, zarówno dla nas jak i dla Białorusinów, optymalny moment by zasiąść do stołu rozmów już minął. Jeszcze kilka miesięcy temu takie porozumienie mogłoby oznaczać realny sukces obu stron. Obecnie będzie ono wyłącznie coraz trudniejsze. Choć więc bezwzględnie trzeba przygotowywać się na najgorsze scenariusze, przede wszystkim należy szukać dyplomatycznych środków rozładowania napięcia.

Czy jednak naszym rządzącym wystarczy do tego mądrości i odwagi? Czy wobec realnego zagrożenia przestaną rozpatrywać rzeczywistość przez pryzmat partykularnych celów? Chcę w to wierzyć. Inaczej pozostanie mi przypatrywać się realizacji najczarniejszych scenariuszy, szepcąc pod nosem: „a nie mówiłem”.

Przemysław Piasta

 

Przemysław Piasta

Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.