OpinieŚwiatWęgierska lekcja Realpolitik

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

27 września Gazprom Export podpisał z węgierskim koncernem MVM nowy 15-letni kontrakt na dostawę gazu. Kontrakt ten będzie miała duże znaczenie dla energetyki i gospodarki Węgier, ale też odzwierciedla charakter relacji węgiersko-rosyjskich oraz sprawność obozu Viktora Orbána.

Oficjalnie nie podano ceny, jaką Węgrzy zapłacą Federacji Rosyjskiej za gaz. Podkreślili, że będzie ona niższa niż w latach 1996-2015 co w obecnym kontekście, rekordowej zwyżki cen surowca, można uznać za sukces. Węgrzy mogą odbierać gaz także z chorwackiego gazoportu, więc mieli możliwość negocjacji. Przy okazji kontraktu z Gazpromem Węgrzy załatwili sobie jeszcze jedno ustępstwo Rosjan. Ponieważ Rosatom spóźnia się z rozbudową elektrowni atomowej w Paks, Węgrzy wynegocjowali odłożenie o 5 lat spłaty kredytu, z jakiego rozbudowę finansują. Przypomnijmy, kredytu na preferencyjnych zasadach. Innym sukcesem Węgrów jest uniezależnienie się od Ukrainy jako kraju tranzytowego, przez który przepływało dotychczas 80% wykorzystywanego przez nich gazu. Zabezpieczy to Węgry przed skutkami napięć na linii Rosja-Ukraina i wzmocni możliwość presji na odwrót Kijowa od dyskryminacji Węgrów Zakarpacia.

Węgry mogły wyciągnąć z relacji z Rosją tyle korzyści, ponieważ Orbán do perfekcji opanował politykę balansowania i lawirowania między potęgami, w ramach którego jedynym probierzem politycznej skuteczności pozostaję interes Madziarów jako wspólnoty narodowej w Węgrzech i poza ich granicami. Polskie elity narzekały przez lata na wysokie ceny rosyjskiego gazu, a teraz z powodu Nord Stream. Jednak gdy dwie dekady temu Rosjanie sygnalizowali możliwości rozbudowy gazociągu jamalskiego, nie znaleźli nad Wisłą odzewu. Tutejsi politycy martwili się tranzytowymi interesami Ukrainy. W efekcie Rosjanie i tak ominęli Ukrainę, nie tylko przy pomocy Nord Stream, ale też dzięki gazociągowi „Turecki Strumień” biegnącemu przez Morze Czarne (właśnie z niego będzie pochodzić większość gazu dla Węgier). Przy okazji ominęli również Polskę, czym już nikt w Europie się nie przejął.

Z sytuacji tej można wyciągnąć zasadnicze lekcje. Po pierwsze: w środku Europy nie sposób normalnie grać o podmiotowość i interesy, mając kompletnie zamrożone relacje z Rosją, choćby tylko po to by inni nie rozmawiali z nią o nas kompletnie poza nami. Po drugie: państwa o niezbyt wielkim potencjale, zamiast kierować się w swojej polityce zagranicznej wielkimi, internacjonalistycznymi wizjami, jak Międzymorze czy Trójmorze, powinny raczej wyzyskiwać każdą nadążającą się okazję dla choćby minimalnego zwiększenia własnego potencjału.

Tymczasem rojąc internacjonalistyczne koncepcje regionalnych bloków państwo o co najwyżej średnim potencjale, nie jest atrakcyjne dla potencjalnych, podobnych mu partnerów. W efekcie stara się ich zjednać poprzez czynienie ofiar z własnych interesów. Tak właśnie działamy wobec Ukrainy. W imię utopii Międzymorza Polska kierowała się w swojej polityce zagranicznej interesami Ukrainy, ale jak pokazuje przykład kwestii gazu, nikt inny tak nie robi i w efekcie poszkodowana została nie tylko Ukraina, ale i Polska. To samo pokazała kwestia Trójmorza, które Amerykanie, o czym już pisałem, zlicytowali Niemcom, czyli aktorowi we wpływy którego, w zamyśle obozu Prawa i Sprawiedliwości, Trójmorze miało być także wymierzone (poza oczywistym ostrzem antyrosyjskim). Zamiast więc snuć plany budowy bloku ideologiczno-politycznego mającego być amerykańskim kordonem sanitarnym w środku Europy, czy wręcz kluczowej przestrzeni Eurazji, Polacy muszą nauczyć się elastycznej polityki balansowania. To trudne i żmudne, ale innej dobrej metody nie ma.

Krystian Kamiński

Profil fb

Autor jest posłem Konfederacji

 

Redakcja