Dlaczego warto poświęcić nieco więcej uwagi analizie wyborów w Niemczech? Wydaje się to dość oczywiste: przecież to największy partner gospodarczy Polski, a jednocześnie kraj, który pozostał ostatnią potęgą przemysłową i gospodarczą coraz bardziej niszczonej przez globalizację Europy.
Analiza procesów zachodzących we współczesnych Niemczech nie może abstrahować od historii, w tym najtragiczniejszych kart dziejów polsko-niemieckiego sąsiedztwa. Powinna jednak być pozbawiona zbędnych emocji, propagandowych zaklęć i stereotypów, które przesłaniają nam ostrość widzenia.
Mamy w Polsce znakomitą tradycję badań niemcoznawczych, przede wszystkim ośrodka poznańskiego i jego Instytutu Zachodniego, ale po II wojnie światowej również Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a także Uniwersytetu Wrocławskiego. Zjawiska duchowe i prądy intelektualne Niemiec współczesnych na gruncie publicystycznym i literackim przedstawiali nam również znakomici autorzy, jak Tomasz Gabiś czy Wojciech Kunicki.
Prymitywizacja debaty publicznej w Polsce powoduje jednak, że coraz częściej o naszym zachodnim sąsiedzie słyszymy komunikaty zniekształcone, fałszywe, często świadomie manipulacyjne. Tak też było w przypadku doniesień na temat wyborów do Bundestagu z 26 września. Dlatego wydaje się nam bardzo cenne publikowanie autorskich, pisanych z myślą o naszych Czytelnikach tekstów niemieckich komentatorów, mających wgląd i czujących lepiej atmosferę polityczną Niemiec od każdego z nas. Tobias Nase, Rainer Rupp i Matthäus Golla mają różne punkty widzenia i doświadczenia społeczne, ale łączy ich głęboki patriotyzm niemiecki i troska o losy własnego kraju. Starajmy się dzięki nim lepiej zrozumieć naszych zachodnich sąsiadów.
Wybory w Niemczech to także rozstrzygnięcie przyszłości całej Europy, a zatem również naszej. Nie ma wątpliwości, że prędzej czy później w Berlinie coraz mocniejsze będą wezwania do emancypacji geopolitycznej republiki i kontynentu. Że będą pojawiać się coraz liczniejsze i głośniejsze żądania zakończenia okupacji kraju przez siły obce, czyli wojska Stanów Zjednoczonych. I tak się w końcu, w miarę zwijania się globalnej hegemonii, stanie. Wtedy przed Polską pojawi się w całej rozciągłości egzystencjalny wybór: trzymać się nadal kurczowo atlantyckiej idei pełnienia roli amerykańskiego lotniskowca i bazy wypadowej w środku Europy, czy wspólnie z sąsiadami starać się tworzyć nowy wymiar kontynentalnej współpracy, również w sferze obrony i bezpieczeństwa. Dla mnie decyzja jest tu oczywista, ale warto byłoby poprzedzić ją rzeczową dyskusją i wymianą argumentów bez emocji. A do tego potrzebujemy studiów i wynikającej z nich znajomości Niemiec.
Wreszcie, system partyjny naszego zachodniego sąsiada może być wyznacznikiem pewnych trendów – i tych dobrych, i tych niepokojących – w innych krajach Europy. Także w Polsce. Środowiska autentycznej lewicy (bardzo dziś nieliczne) powinny sięgnąć do lektury książek i tekstów Sahry Wagenknecht, która chyba najlepiej w Europie wyjaśnia, że lewicowość to nie żadne machanie tęczową flagą i czułe obejmowanie imigrantów, lecz realna walka o prawa wyciskanej coraz bardziej przez korporacyjny neoliberalizm większości: pracowników najemnych, drobnych właścicieli, emerytów, bezrobotnych. Stroniące od oportunizmu grupy w Konfederacji (Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun) mogą zobaczyć, jak buduje się formację o trwałym poparciu na przykładzie wschodnioniemieckich struktur Alternatywy dla Niemiec. Prezydent Siemianowic Śląskich Rafał Piech może przeanalizować doświadczenia niemieckich Oddolnych i zastosować je w budowie wspieranego przez niego ruchu Polska Jest Jedna. Tylko dla Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej trudno o wskazanie jakichś lekcji, bo są to polityczne kurioza, postsolidarnościowe potworki, całkowicie oderwane od realiów innych europejskich partii politycznych.
Przyczyn do analizowania niemieckiej sceny politycznej jest zatem aż nadto. Obiekt naszych rozważań jest nie tylko sam w sobie interesujący, ale przede wszystkim dla nas w Polsce niezwykle istotny. Redukowanie refleksji nad Niemcami do poziomu posła Arkadiusza Mularczyka to droga donikąd, a właściwie prosta ścieżka do śmieszności, która w polityce i stosunkach międzynarodowych jest czymś najgorszym.
Mateusz Piskorski
Fot. Wikipedia Commons
Myśl Polska, nr 41-42 (10-17.10.2021)