GospodarkaPublicystykaRadzieckie głowice na amerykańskie megawaty

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Zanim poznamy powody do chwały rosyjskiej energetyki jądrowej, rzućmy okiem na dni najciemniejsze, gdy groził jej całkowity krach. A światu – konsekwencje, od których dreszcz przechodzi po plecach.

Rosyjska atomowa potęga przeżyła najgorsze chwile po rozpadzie Związku Radzieckiego. Wtedy, na samym dnie upadku, zawarto jeden z najciekawszych nuklearnych kontraktów – „Megatony na Megawaty”. Z uranu radzieckich głowic bojowych, wycelowanych w Amerykę, powstało paliwo dla bloków jądrowych, produkujących tanią energię elektryczną dla Ameryki. Symbolika oczywista.

ZSRR w nuklearnym wyścigu zbrojeń poważnie nadwerężył swoje siły i od 1988 r. wstrzymał produkcję wzbogaconego uranu do pocisków nuklearnych. A po upadku ZSRR także cywilna energetyka atomowa drastycznie zmniejszyła zapotrzebowanie na paliwo. Katastrofa w Czarnobylu, zamknięcie elektrowni jądrowych w krajach byłego obozu socjalistycznego, zwrot dawnych sojuszników w kierunku Zachodu – to wszystko oznaczało potężny kryzys. Instalacje produkcji paliwa jądrowego wykorzystywano w 20-30 procentach. Sytuacja była podła, nadciągało załamanie się całego przemysłu nuklearnego, nie było na wypłaty dla prawie miliona zatrudnionych, sprzęt i zakłady były w ruinie, pracownicy uciekali w poszukiwaniu pracy. A konsekwencje tego stanu mogły być koszmarem dla całego świata: rozkradzenie zapasów uranu, plutonu, technologii i ich wpadnięcie w ręce różnych państw, również grup przestępczych.

Zwycięzca Zimnej Wojny zdawał sobie z tego sprawę, a że jego pierwszym strategicznym celem jest niedopuszczenie konkurentów do broni jądrowej lub ich rozbrojenie, wziął się za rozmontowanie potęgi nuklearnej upadłego Związku Radzieckiego.

W New York Times pojawił się artykuł: „Wielki uranowy interes” – ze strony świata nauki pada propozycja konwersji uranu militarnego w energetyczny. Czyli likwidacji 20 tysięcy radzieckich głowic bojowych, by z 500 kilogramów wzbogaconego uranu uzyskać paliwo dla elektrowni jądrowych Ameryki. Ruszają negocjacje nowego Hegemona z upadłym rywalem.

Imperialna duma rosyjska nie pozwalała jednak na takie „sdiełki”. Radzieccy generałowie, decydujący o dostępie do głowic nuklearnych, nie chcieli dopuścić do nich wroga. Warunki narzucone Rosji, powalonej wtedy na kolana, były z pewnością niekorzystne, wręcz upokarzające. Politycy w rodzaju Żyrinowskiego tematem tym rozgrzewali emocji tłumów, żądając zerwania kontraktu i zamiast 10 miliardów dolarów – podbijał absurdalnie stawkę aż 100-krotnie. Dopiero gdy nastał pragmatyczny premier Wiktor Czernomyrdin, zgodził się na ten „deal”. Jednak zażarcie negocjował szczegóły, dzięki którym Rosja otrzymała nie 10 miliardów, jak przewidywała pierwotna propozycja, a prawie 17 miliardów USD za cały kontrakt.

W długoterminowej perspektywie to jednak Rosja wyszła zwycięsko z tej sytuacji. Amerykanie mieli przez 20 lat tani prąd, likwidowali przy tym część atomowego arsenału wroga, jednak sami utracili kompetencje w tej branży. Za to Rosjanie otrzymali środki, które pozwoliły przeżyć najgorsze lata. Stała się też rzecz dużo ważniejsza.

Przerobienie uranu 235 o wysokiej koncentracji, która konieczna jest w głowicach jądrowych, nie jest proste. To metal, który trzeba było skutecznie zmieszać ze zubożonym uranem, by otrzymać paliwo o bardzo wymagających amerykańskich parametrach. Rosjanie udoskonalili technologie wzbogacania uranu, wprowadzając kolejne generacje wirówek, tak że już po 10 latach osiągnęli przewagę nad amerykańsko-europejską konkurencją, ponad 3-krotnie obniżając koszty. Zaczęli zwiększać eksport, przejmując prawie połowę światowego rynku. Gdy więc w listopadzie 2013 r. ostatnia dostawa wypłynęła z Petersburga, Rosatom był już potężnym eksporterem z dużym portfelem zamówień na całym świecie, także w USA.

To był początek, rosyjska energetyka nuklearna odrodziła się jak Feniks z popiołów. O tym już niedługo.

Andrzej Szczęśniak

Myśl Polska, nr 29-30 (18-25.07.2021)

 

Redakcja