OpinieWaszczykowski wie lepiej

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

„Wolałbym, aby Stany Zjednoczone twardo przedstawiły swoje stanowisko. Gdyby te informacje się potwierdziły, byłbym zaskoczony kolejną w historii znaczącą uległością USA wobec Rosjan. Byłaby to też dość dziwna taktyka negocjacyjna. Biden pokazałby, że robi ukłon wobec Moskwy, zanim cokolwiek wynegocjował” – tak Witold Waszczykowski, były szef MSZ, skomentował informacje na temat dialogu między USA a Rosją.

Przypomnijmy, że  19 maja w Reykjaviku doszło do pierwszego bezpośredniego spotkania amerykańskiego sekretarza stanu Antony’ego Blinkena i szefa rosyjskiego MSZ Siergieja Ławrowa. Okazją do niego był udział obu dyplomatów w posiedzeniu Rady Arktycznej na szczeblu ministrów spraw zagranicznych. Spotkanie jest jednym z etapów na drodze do szczytu Biden-Putin. Mimo że, jak na razie, niewiele na ten temat wiadomo – polscy politycy i publicyści biją na alarm. Właściwie nie mamy do odnotowania żadnej poważnej wypowiedzi polityka polskiego w takim duchu – to dobrze, że dialog został nawiązany. W naszym regionie należy dążyć do deeskalacji, gdyż wzrost napięcia kiedyś może wymknąć się spod kontroli i skończyć się dla nas tragicznie.

Tymczasem u nas dominuje przekaz w stylu Gazety Polskiej, Witolda Waszczykowskiego i Patryka Jakiego. Obok pomruków pod adresem USA, dominuje u nas także tendencja do pouczania Niemiec, gdyż według tych nauk nie mają oni pojęcia o tym, na czym polega robienie interesów gospodarczych z Rosją, a poza tym mają skłonność do „pobłażania Putinowi”. I tak mistrz Waszczykowski uważa: „Od dwóch czy trzech wieków Niemcy w podobny sposób postrzegają Rosję. Te dwa kraje mają wspólne interesy, mimo ewidentnych przykładów kryminalnej polityki Putina. Niemcy są na to głusi, bo ich interesy przeważają, to są geszefciarze”. Pomijając już styl i poziom tej wypowiedzi, jest ona ilustracją pewnej paskudnej przypadłości naszych polityków – przekonania o własnej nieomylności, znajomości prawdziwej historii i pogardy dla tych „mięczaków” z Zachodu. Bo ponoć my „Rosję dobrze znamy”, a oni ciągle się łudzą i są po prostu głupi. To przekonanie o naszej przenikliwości wynika ponoć z doświadczeń historii, choć bardzo łatwo wykazać, że ta „znajomość” jest niczym innym tylko niekończącym się serialem pod tytułem „Dzieje głupoty w Polsce”.  

W tej niebezpiecznej grze biorą udział nie tylko politycy już drugiego szeregu, jakim jest bez wątpienia Waszczykowski, ale także ci z pierwszej linii, jak prezydent Andrzej Duda, czy architekt jego polityki zagranicznej – Krzysztof Szczerski, którzy przy każdej okazji wylewają z siebie potok oskarżeń pod adresem Rosji i nawołują do „twardej” reakcji Zachodu. Zamiast zabiegać o wyciszenie sporów i otwieranie nowych pól dialogu – ustawili się w roli krzykacza popierającego najbardziej prowokacyjne działania dyplomacji państw bałtyckich czy Ukrainy, która co jakiś czas stara się sprowokować sytuację, która – jej zdaniem – zmusi Zachód (USA) do interwencji, nawet zbrojnej.

Pisałem już swego czasu, że w okresie PRL Polska znajdowała się w bardzo niebezpiecznym położeniu, jako państwo, które byłoby w razie wybuchu wojny najbardziej narażone na zniszczenie. Dzisiaj już wiemy, że były to obawy słuszne, bo w razie takiej wojny Polska stałaby się głównym celem atomowych ataków USA. Nie Niemcy, nie ZSRR – tylko Polska. Czy obecni polscy decydenci zastanawiają się, do czego mogłaby doprowadzić ewentualna wojna Zachodu z Rosją? Nic podobnego – oni cały czas żyją Paktem Ribbentrop-Mołotow i realiami wojny, której już nie będzie. Żyją też wspomnieniami wojny 1920 roku, a często także wojny Rzeczypospolitej z Moskwą w 1610-1611 roku.

Nie ma w Polsce nawet kandydata na nowego Adama Rapackiego, który kierując dyplomacją PRL w latach 1956-1968 – prowadził politykę mającą na celu unikniecie zagrożenia wojennego dla Polski, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie nad nami wisi. Obecnie zamiast Rapackiego mieliśmy w budynku w Alei Szucha polityków niepoważnych bądź bez żadnego znaczenia i wyrazu, obojętnie z jakiego obozu politycznego. Ostatnim poważnym szefem polskiego MSZ był Krzysztof Skubiszewski, ale było to trzydzieści lat temu.

Jan Engelgard

Fot. msz.gov.pl

 

Redakcja