ŚwiatMatka zabitego na Donbasie 5-latka: Jaką kanalią trzeba być, żeby zabić dziecko?

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Jak już informowaliśmy, we wsi niedaleko Jenakijewa, w nieuznawanej Donieckiej Republice Ludowej, doszło do zastrzelenia przez operatora ukraińskiego drona pięcioletniego dziecka. Pomimo, że ukraińskie władze próbowały przekonywać, że śmierć chłopca była inscenizacją „separatystów”, możemy przeczytać o niej w raporcie Specjalnej Misji Monitorującej OBWE z 6 kwietnia. Śledztwo w tej sprawie wszczęły zarówno władze DRL, jak i Rosji.

Poniżej publikujemy rozmowę z matką 5-letniego Władisława Dmitriewa, który został zabity, gdy wyszedł pobawić się na podwórku u swojej babci, Jekateriną Dmitriewą, przeprowadzoną przez Kristinę Mielnikową.

– Czy jest Pani usatysfakcjonowana przebiegiem śledztwa?

– Nie obserwuję tego, takimi sprawami zajmują się władze. Z uwagi na stan zdrowia nie bardzo w tym uczestniczę. Nie mogłabym tego wytrzymać. Obserwuje to mój mąż.

­– Czy otrzymała Pani wsparcie po tej tragedii ze strony najbliższego otoczenia?

Oczywiście! Od ludzi z okolicy, od znajomych. Mojego syna wszyscy uwielbiali i znali, teraz wszyscy nas wspierają, jak kto może, słowami otuchy, czuję to wsparcie ludzi.

– Opowie Pani coś o Władisławie? Czym się interesował, w co lubił się bawić?

– Jak na swój wiek, był bardzo dobrze i wszechstronnie rozwiniętym dzieckiem, lubił budowanie różnych konstrukcji, sport, był bardzo ruchliwy, uwielbiał przyrodę, spacery. A ile książek przeczytaliśmy! Całe mnóstwo. Czytaliśmy przed snem bajki, wierszyki…

– Miał jakąś ulubioną książeczkę?

– Wiele książeczek czytaliśmy po kilka razy, ale najczęściej czytaliśmy Doktora Ajbolita Kornieja Czukowskiego. Władik kochał zwierzęta i uwielbiał Ajbolita za to, że je leczył. Mieliśmy całą półkę dziecięcych książek i czytaliśmy je codziennie.

Niektóre wiersze znał już na pamięć, bardzo szybko je zapamiętywał. Niedługo mieliśmy zacząć uczyć się pływać. Bardzo lubił gimnastykę, którą zajmowaliśmy się w domu. Był jeszcze za mały, by chodzić na treningi – jak mówił instruktor – i dlatego ćwiczyliśmy w domu. Ciężko mi mówić… Jestem teraz małomówna, żeby nie popaść w histerię, muszę się hamować…

– Czy to prawda, że w waszym domu nigdy nie mówiono o wojnie, choć trwa ona już tyle lat?

– Nigdy! O tym w ogóle nie mówiliśmy. Nie mieliśmy nawet zabawkowych żołnierzyków czy pistolecików, którymi bawią się prawie wszyscy chłopcy. A my ich nie kupowaliśmy. U nas w Jenakijewie było ciszej, nie było słychać wojny, a jeśli już coś słyszeliśmy, mówiliśmy, że to samolot, albo wymyślaliśmy coś jeszcze innego, ale o wojnie nie wspominaliśmy.

– Czy robiliście tak, żeby chronić psychikę dziecka?

– A jak Pani myśli? Czy małe dziecko powinno już wiedzieć, czym jest wojna? Wydaje mi się, że każda matka chce ochronić dziecko przed czymś takim, przecież to straszne. A już na pewno w jego wieku

– Czy Pani mężowi udało się czegoś dowiedzieć na temat drona od sąsiadów, którzy byli świadkami tragedii?

– Nie wiem, do jakich informacji dotarł Siergiej, wiem tylko, że sąsiedzi coś słyszeli. Nie znam się na sprawach wojskowych, ale rozumiem, że drona ciężko jest usłyszeć, albo zobaczyć, jeśli jest na jakiejś wysokości. Sąsiedzi mówią, że słyszeli. Ale nic więcej nie wiem. O tym rozmawiał z nimi mój mąż.

– Czy sądzi Pani, że ktoś zrobił to świadomie?

Nie wiem, co powiedzieć. Czy świadomie zabijali dziecko? Jaką kanalią trzeba by być, żeby celowo zabić niczemu niewinne dziecko? Ja bym tego nie mogła nigdy zrobić, nie mieści mi się to w głowie, ale ludzie są różni. Może są i nie-ludzie, którzy zdolni są do czegoś takiego. Jeśli ktoś by mi opowiedział o wynikach śledztwa, może odpowiedziałabym na to pytanie. Celowo czy przypadkowo? Wojna jest chyba precyzyjna. Wydaje mi się, że na wojnie takie rzeczy nie dzieją się przypadkowo. Chyba jakoś to obliczają i wiedzą, gdzie trafią.

– Niech Pani powie coś o waszej rodzinie. Jest Pani wychowawczynią w przedszkolu?

– Tak, zajmuję się dziećmi w przedszkolu. Wiele dzieci wychowuję w moich ramionach… Mąż pracuje w fabryce, jako zwykły robotnik.

– Napisała Pani, że ma Pani nadzieję, że ta tragedia spowoduje, że ludzie zaczną się zastanawiać…

– To jest myśl, która jest dla mnie jedynym ratunkiem. Jestem gotowa zrobić w tym celu wszystko, udzielam Pani wywiadu wyłącznie dlatego, że wierzę w Panią, w innych ludzi, że jakoś pomożecie. Mieszka tu dużo dzieci i one nie powinny umierać, i mój syn nie powinien był umrzeć. Nie zaczynaliśmy żadnej wojny, moje dziecko jej nie zaczynało, i nikt nie miał prawa zabierać mu życia…

Umarł nie tylko on, lecz razem z nim umarłam i ja. To, że z Panią rozmawiam i oddycham, nie ma już znaczenia, umarła moja dusza, dusza mojego męża, dusza jego ojczyma, mojej matki. W naszej rodzinie wszyscy są w ciężkim stanie – prababcia, moja matka. Zabito w ten sposób trzy rodziny i myślę, że ludzie powinni dowiedzieć się, co dzieje się na Donbasie, że giną tu niewinne dzieci. Dlaczego nikt na to nie reaguje; dlaczego świat nie dostrzega, że giną niewinne dzieci, które przecież nie stoją z karabinami na froncie? One po prostu chciałyby żyć i rosnąć. Dobrze, że Pani zauważyła, że jestem przedszkolanką; przychodzę do pracy, w której kocham i całuję każde dziecko. Wszystkie je traktuję, jak swoje. Rosną na moich oczach i nie chcę nawet myśleć, że któreś z nich też może zginąć. Chcę, żeby świat zwrócił na nas uwagę, na to, że chcemy żyć. Ludzie żyją sobie spokojnie w naszym Jenakijewie, pracują, budują domy. Mój syn też chciał żyć, wyrosnąć i pomagać ludziom. A jak on kochał przyrodę! Trudno to wyjaśnić. Powinien był wyrosnąć na dobrego człowieka. Nie wyrośnie, bo trwa u nas wojna, z którą ani ja, ani on nie mieliśmy nic wspólnego. I mam takie wrażenie, że świat nie wie o tej wojnie, że ona się u nas toczy.

– Czy Władik mówił, kim chciałby zostać, jak dorośnie?

– Chciał zostać policjantem, chciał bronić dobrych ludzi przed złymi. Oglądał serial „Pies” z Nikitą Panfiłowem i jeszcze serial „Diabły morskie”. Kiedyś obudziłam się rano, a on mnie pyta: – mama, a wiesz, co to diabły? Zatkało mnie. A on mówi: – te morskie diabły, które bronią Ojczyzny na okrętach. I pyta: – słyszałaś o nich? Chciał być taki, jak oni.

A o „Psie” mówił mi, że chce być, jak główny bohater, bronić dobrych ludzi przed złymi. – Też będę miał psa – mówił mój Władik. Miał dwie maskotki – psy, które z nami spały, jeździły nad morze. Mówił: – to mój pies, a ja jestem Panfiłow. Chciał bronić ludzi. Może teraz mu się to uda, może chociaż w tym będzie mógł pomóc, żeby zwrócić uwagę na to, co się dzieje, żeby nie zabijali innych dzieci…

Rozmawiała Kristina Mielnikowa

Foto: archiwum rodzinne Jekateriny Dmitriewej.

 

 

 

Redakcja