PublicystykaPolowania na sojuszników Putina w Polsce

Redakcja4 lata temu
Wspomoz Fundacje

W takich polowaniach specjalizowały się, do niedawna, media pana Sakiewicza, gdzie przeróżne Żelaźniaki demaskowały i wskazywały nieubłaganym palcem ruskich agentów. Wydawało się, że Gazeta Polska ma wręcz koncesję na takie polowania i na zasadzie wyłączności strzela sobie do takiego zwierza, którego wybiera według własnego widzimisię.

Tych agentów, i to zarówno indywidualnych, jak i zbiorowych, widzieli oni taką moc, że publikujący tam doktor Jerzy Targalski, sam z pezetpeerowską przeszłością, urządzał castingi w obu konkurencjach, czyli na ideologa tych środowisk jak i stronnictwo prorosyjskie. W pierwszej kategorii nominował, swego czasu, redaktora Stanisława Michalkiewicza, zaś w drugiej Konfederację.

Takiego monopolu, zawłaszczonego przez ludzi pana Sakiewicza, nie mogły zdzierżyć środowiska liberalne i lewicowe i same zaczęły urządzać tego rodzaju polowania, odkrywając jednocześnie takich ruskich agentów w kręgu rządzących. Pierwszą ofiara ich działań stał się Antoni Macierewicz, którego rzekomym rosyjskim koneksjom poświęcił całą książkę redaktor Tomasz Piątek. Tezy z tej publikacji były szeroko powielane przez liberalne media.

Do tego polowania włączył się ostatnio, i to z animuszem, tygodnik Newsweek, umieszczając, w poprzednim tygodniu, na jedynce numeru stosowny obrazek z niedźwiedziem w czapce czerwonoarmisty. Ten niedźwiedź trochę nie pasuje do narracji, bo powinien być groźny z wyszczerzoną paszczą, a tymczasem jest to siedzący na zadzie i patrzący się, tak trochę ze zdziwieniem, misiek, taki jakie do niedawna pokazywano w cyrku.

Zapowiadał on, słaby w istocie, tekst o rzekomych sojusznikach prezydenta Putina w Polsce, do których, według autora, należy Jarosław Kaczyński, jego partia, jak też niektóre małe, ale też ponoć mocno proputinowskie, środowiska konserwatywne, narodowe i wolnościowe. Nie byłoby to wszystko warte jakiegoś szczególnego odnotowania, gdyby nie to, że te swoje tezy autorzy artykułu usiłują podpierać opiniami dwóch byłych szefów Służby Kontrwywiadu Wojskowego, a mianowicie generałów Noska i Pytla.

Z pozoru wydawałoby się, że są oni właściwymi ludźmi do wydawania opinii w tej sprawie. Jest tu jednak poważne ale; wokół ich byłej służbowej działalności utrzymuje się atmosfera skandalu, którego osnową są właśnie ich kontakty z rosyjskimi służbami. Medialnym tego przedstawieniem były zdjęcia z wizyty w Rosji, gdzie występują w czapkach marynarzy krążownika Aurora, który jest jedną z ikon rewolucji bolszewickiej.

Mówiąc krótko, ich zarzuty wobec obecnych funkcjonariuszy i polityków można uważać za próbę odwrócenia takich samych zarzutów kierowanych w ich stronę. Wiarygodności to im nie przydaje. Cała ta zabawa w poszukiwanie ruskich agentów wydaje się funkcjonować na zasadzie takiej jak stara dziecięca zabawa w berka.

Stanisław Lewicki

 

Redakcja